O tym, jak bardzo się zmieniają potrzeby, jak są wielokierunkowe, jak w pewnych obszarach ulegają rozpasaniu, a w innych drastycznemu uwstecznieniu, świadczą tzw. głośniki bezprzewodowe, zwane inaczej głośnikami Bluetooth. Ich głównymi zaletami są umiarkowane rozmiary oraz zdolność do bezprzewodowego ściągania sygnału (muzyki) z komputerów i urządzeń przenośnych.
Ponadto - co w tych czasach ważne nie tylko w sprzęcie audio - takie urządzonka są ładne i pewnie kuszą nawet bardziej wyglądem niż jakością dźwięku. Niby nic nowego, zawsze był sprzęt lepszy i gorszy, ale nigdy wcześniej hierarchia ważności jego cech nie była tak ustawiona, a popularność tanich miniwież (w ich miejsce wchodzą głośniki bezprzewodowe) - tak duża, wraz z relatywnie wysokim prestiżem.
Gdyby próbować uznać, że to tylko kolejna, regularna fala niskobudżetowych minisystemów, to spytam się, dlaczego dwadzieścia lat temu nie produkowali miniwież tacy producenci, jak B&W, B&O, Paradigm... Odpowiedzi mogą być różne i wcale się niewykluczające, ale jedna z nich wydaje się pewna - dzisiaj nikt nie obrazi się na "specjalistów" za to, że wchodzą w ten segment rynku. I teraz odkryjmy Amerykę - ze względu na swoją integralność i umiarkowane wymiary "głośniki bezprzewodowe" albo są skazane na śmiesznie wąską bazę stereo, albo, nie chcąc wypadać śmiesznie, nawet nie próbują grać stereo... lecz są systemami monofonicznymi. Nie twierdzę, że to niedopuszczalne i poniżej krytyki, ale kto by się tego spodziewał kilkadziesiąt lat temu, gdy stereo stało się warunkiem oczywistym dla każdego systemu hi-fi.
Monofoniczne mogły być jeszcze radia typu Beskid lub Taraban, na szafkach nad łóżkami w ośrodkach wczasów FWP. Albo kilkanaście lat temu, gdy ekspansja systemów wielokanałowych miała być dowodem, że stereo już nam nie wystarczy, że się "rozwijamy" i chcemy więcej... Teraz się zwijamy i wystarczy nam znacznie mniej, byle ładniej i bezprzewodowo. Może to racjonalne: przestać traktować stereo jak fetysz, z którego większość na co dzień i tak nie korzysta. Zmienił się sposób spędzania czasu i meloman siedzący w fotelu, naprzeciwko pary dobrze ustawionych kolumn, to obrazek z tej samej epoki, co radio w pokoju FWP; i dzisiejsza sytuacja zdecydowanej mniejszości, dla której wciąż są produkowane poważne urządzenia i systemy. "Kowalskiemu" coraz częściej wystarczy mono, nie tylko w sypialni, gabinecie i pokoju dziecka. Często postawi takiego grajka nawet w 50-metrowym salonie; na stereo i tak nie ma czasu i miejsca, to przecież dwa razy więcej do słuchania i ustawiania. Za to muzyka ma nam towarzyszyć "wszędzie", stąd koncepcja systemów strefowych, na ogół też związanych z głośnikami bezprzewodowymi, co oczywiście ma swój sens, oparty na rozwiązaniu problemu, który się wcześniej stworzyło.
Najpierw więc trzeba klienta zainspirować wizją "muzyki wszędzie", bo to fajne i na wskroś nowoczesne, a potem uświadomić mu, jakże kłopotliwa byłaby instalacja i użytkowanie typowych, przewodowych urządzeń w takim systemie, aby za chwilę zaproponować genialne, bezprzewodowe wyjście z sytuacji. Oczywiście mówimy o fragmencie rynku, ale znamienne jest to, że zbierając do testu nowe modele głośników bezprzewodowych i minisystemów stereo (z niezależnymi "monitorkami"), w tym samym zakresie cenowym 2000-3000 zł znaleźliśmy pięć głośników i dwa minisystemy.
Andrzej Kisiel