Nasze audiofilskie zainteresowania coraz częściej zwracają się ku przeszłości. Można to uznać za sentymentalizm, ale są ku temu obiektywne powody. Warto tylko być ostrożnym w sądach i nie twierdzić, że wszystko, co stare, jest jare, a to co nowe – niedopracowane. Gramofon, lampy, głośniki szerokopasmowe... mają swoje znaczenie, nie tylko historyczne, ale nie przesadzajmy.
Technikę audio z przeszłości ceniłbym nie za jej bezwzględną przewagę nad techniką współczesną, ale za to, że była owocem znacznie intensywniejszych i szerzej zakrojonych poszukiwań. I chociaż współcześni inżynierowie dysponują nowocześniejszymi narzędziami (przede wszystkim komputerami i programami), to mają mniej wyobraźni, mniej odwagi, a może nawet węższe horyzonty.
Odwaga pionierów nie jest im już potrzebna tak, jak kapitanowi frachtowca zmierzającego do dowolnego portu na świecie nie jest potrzebna determinacja Krzysztofa Kolumba. Piszę to będąc pod wrażeniem historii firmy Bowers & Wilkins, do opisywania której zabrałem się początkowo bez wielkiego zapału. Kolejne kolumny tej firmy testujemy często i od dawna, wszystko zostało już powiedziane... A jednak "pamiątki", czyli konstrukcje z lat 70. i 80., ich geneza, anegdoty, wreszcie losy samego Johna Bowersa – robią wrażenie.
Projekty i wszelkie działania nie były dyktowane polityką marketingową, ale pasją do tworzenia coraz lepszych produktów. Tylko tyle i aż tyle. Jednak do odkrycia wciąż pozostawało wiele nieznanych wówczas lądów, niektóre pomysły okazały się bardziej perspektywiczne, inne mniej... Dzisiaj obszar poszukiwań znacznie się zawęził, więc ograniczenie kreatywności ma swoje obiektywne przyczyny, co jednak wcale nie jest pocieszające. Założyciele firm audio z lat 60. mieli swoiste szczęście, że urodzili się...
Tutaj kolejny, trochę ryzykowny trop: większość z nich urodziła się grubo przed wojną i gdy mówimy o inżynierach brytyjskich, to w czasie II wojny służyli oni w brytyjskiej armii (John Bowers w Bletchley Park). Wojna jest straszna, ale jest też okresem wyjątkowego rozwoju techniki, a służba uczy techniki, dyscypliny, wytrwałości... Może trzeba było przez to przejść? A może to tylko przypadek?
Lepsze czy gorsze, to były zupełnie inne czasy. My musimy żyć i tworzyć w swoich, a jeżeli chcemy brać przykład z dawnych mistrzów, to bierzmy właśnie taki: Oni patrzyli do przodu, a nie wstecz; nie fascynowali się tym, co było; z tego, co zastali, byli niezadowoleni, to motywowało ich do działania, ale tym bardziej nie szukali rozwiązań w odległej przeszłości. Mieli szczęście mając przed sobą wiele do zdobycia, ale my też nie wiemy, co nas czeka, więc i nam pozostało co nieco do odkrycia. Może będzie nawet można na nowo odkrywać Amerykę.
Andrzej Kisiel