KEITH JARRETT/ GARY PEACOCK/ JACK DEJOHNETTE

Standards I / II

Standards I / II

Wykonanie

Nagranie

Trwa festiwal płyt tria pianisty Keitha Jarretta wydawanych przez monachijską wytwórnię ECM Records. Z okazji 25-lecia założenia zespołu najpierw w jednym albumie "Setting Standards: New York Sessions" ukazała się sesja zarejestrowana w studiu w Nowym Jorku w 1983 r. Teraz pojawił się podwójny album DVD z dwoma koncertami, jakie odbyły się w Tokio w lutym 1985 r. i w październiku 1986 r. Razem z tamtym wydawnictwem tworzą pomnik najlepszego tria w historii jazzu.

Kiedy piszę tę recenzję, ECM dostarcza do sklepów kolejny album DVD "Live In Japan" z koncertami w latach 1993 i 1996, a na styczeń zapowiedziana jest jeszcze jedna płyta z archiwalnymi nagraniami tria "Yesterdays". Jeśli dodać do tego trzy płyty oferowane w przystępnej cenie, w serii "Touchstones": "Facing You" (pierszy solowy album Jarretta), "Standards Live" i "Bye Bye Blackbird" (dedykowaną Milesowi Davisowi), to prawdziwi miłośnicy geniuszu pianisty mają duży wybór i sporo pieniędzy do wydania.

To był właśnie rok Jarretta, co zauważyli czytelnicy magazynu "Down Beat", przyznając mu miejsce w panteonie sław gigantów jazzu - "Hall of Fame". Donosi o tym grudniowy numer pisma. Niewielu muzyków dostało się tam za życia. Artysta nie przywiązuje wagi do honorów. Dostał już Polar Music Prize, brakuje mu Pulitzera oraz, co dziwne, nagrody Grammy, ale pewnie i tak by jej nie odebrał. Jednak o uhonorowaniu go przez "Down Beat" powiedział: "Czytałem to pismo będąc nastolatkiem, doceniam jego historię i korzenie. Jeśli ludzie uważają moją pracę za tak ważną, to ma to dla mnie znaczenie".

Keith Jarrett jest najwybitniejszym z żyjących pianistów. Krytycy stawiają go obok: McCoy Tynera, Herbiego Hancocka, Ahmada Jamala i Chicka Corei. Jego styl określiłbym jako totalny. Jest w nim wszystko co najlepsze z jazzu, klasyki, bluesa i world music. Perfekcyjna technika, którą niewątpliwie posiada, nie dominuje w jego grze, lecz pozwala na granie czystych akordów, czasem prostych, to znów bardzo skomplikowanych. Moim zdaniem największą zaletą jego muzyki jest logika. Słucha się go z zainteresowaniem, bo jest to muzyczna opowieść dla słuchających w skupieniu. Nie wyobrażam sobie, by Jarretta solo czy w trio słuchać przy okazji. To jest muzyczne święto.

Poza pierwszą sesją, wszystkie albumy tria nagrywane są na żywo. Jarrett nie robi żadnych prób, po prostu improwizuje i to jest fascynujące, bo każdy temat gra inaczej. Zupełnie inaczej.

Na drugiej z płyt (koncert z 1986 r.) widać wyraźnie kartki na fortepianie. Ktoś mógłby pomyśleć, że to nuty lub choćby zarys improwizacji. Nie, Jarrett ma tam spisane tytuły utworów. Pewnie żeby nie zagrać drugi raz tego samego, ale ja bym nie miał nic przeciwko. Usłyszelibyśmy, jak potrafi zmienić interpretację, jak improwizuje w innej tonacji, jak zaskakujące tworzy harmonie. W kontrabasiście Garym Peacocku i perkusiście Jacku DeJohnette ma wiernych i doskonałych partnerów. Podążają za każdym jego pomysłem, dając mu energię i rytmiczne wsparcie. Kiedy nagrywano pierwszy koncert, Jarrett dobiegał czterdziestki. Był w pełni sił, nikt nie przeczuwał, że zapadnie na rzadką chorobę - syndrom przewlekłego przemęczenia. Gra z energią, której mu dziś brakuje, wstaje, wręcz tańczy przy klawiaturze. Filmy dają możliwość podejrzenia jego min, a ponieważ muzyka pochłania go całkowicie, on tych grymasów nie kontroluje. Niektórych drażni jego mruczenie i podśpiewywanie podczas gry. Warto się z tym pogodzić i przyzwyczaić.

Na pierwszym z koncertów trio wykonało dziesięć utworów. Siedem to standardy m.in.: "Late Lament" Paula Desmonda, "Stella By Starlight", długa interpretacja "God Bless The Child" i na bis ekspresyjny "Delaunay`s Dilemma" Johna Lewisa z raptownym zakończeniem. Mnie zaciekawiła jednak jedna z kompozycji pianisty "Rider", w której niemal podskakuje stojąc przy klawiaturze. W sumie 110 minut muzyki tria, jakiego już nie usłyszymy.

Drugi z tokijskich koncertów był o 10 minut krótszy, a trio zagrało dwanaście standardów, żadnych tematów lidera. Początek koncertu, nastrojowe "You Don`t Know What Love Is" sugerowałby, że Jarrett zwolnił tempo. Rzeczywiście, do przerwy słuchaliśmy samych ballad. Wydaje się, że dłoń pianisty stała się lżejsza, a z pewnością delikatniejsza. Dopiero po powrocie na scenę muzycy przyspieszyli tempo w "Love Letters" i "You And The Night And The Music", gdzie Jarrett znowu wstaje, balansuje ciałem przy klawiaturze i pojękuje. Jest też "On Green Dolphin Street" Bronisława Kapera powitane burzą oklasków, z solówką Peacocka. A na bis, już po napisach końcowych, wyciszające emocje "Young And Foolish".

Warto przypomnieć, że pomiędzy tymi koncertami trio wystąpiło w Warszawie na festiwalu Jazz Jamboree i był to również koncert magiczny. Realizacja filmowa obu koncertów wyda się dziś nieco staroświecka. Format 4:3, długie ujęcia kamer, dźwięk stereo PCM. Ale to wystarczy, by delektować się dziełem sztuki muzycznej.

Marek Dusza
ECM RECORDS/ UNIVERSAL MUSIC

GATUNKI MUZYKI
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu