KEITH JARRETT

No End

No End

Wykonanie

Nagranie

Patrząc na liczby gwiazdek, niejeden czytelnik ma prawo zapytać, dlaczego coś dość krytycznie ocenionego zostało wybrane na płytę miesiąca. Ponieważ wielki Jarrett miał odwagę na opublikowanie niniejszego zbioru, więc ja pozwolę sobie na złamanie pewnego kanonu, choć zdaję sobie sprawę, że może to być odebrane bardzo źle.

Inny powód utytułowania tego wydawnictwa jest całkiem błahy: w krótkiej recenzji nie byłoby miejsca na poruszenie wielu ciekawych wątków i pytań wywołanych ukazaniem się tego podwójnego albumu sygnowanego przez wirtuoza fortepianu pod skrzydłami nobliwej oficyny wydawniczej.

Kunszt pianistyki Jarretta jest doskonale znany szerokim kręgom melomanów, również tym nieprzepadającym za jego wysublimowaną formą ekspresji. To bezwzględnie najwybitniejszy pianista jazzowy kilku ostatnich dekad, posiadający niewiarygodną technikę i umiejętność konstruowania arcyinteligentnych improwizacji.

O tym, że Keith Jarrett, oprócz intensywnego uprawiania jazzu i klasyki, posiada również zainteresowania innymi gatunkami muzycznymi, wiedzą bardzo nieliczni. Otóż w 1968 r. ukazała się płyta "Restoration Ruin", podczas rejestrowania której grał sam na wszystkich instrumentach i śpiewał w iście Dylanowskim stylu folk! Ta przygoda wydawała się być jednorazowym projektem, ale - jak się okazuje - Jarrett musiał też potem słuchać nie tylko klasyków jazzu i muzyki poważnej, ale śledzić też to, co się dzieje w obszarze muzyki rockowej i etnicznej, do czego zgłosił również swój akces.

Słuchając niniejszych nagrań, konstatujemy, że z łatwością Keith Jarrett odnalazłby swoje miejsce też na ambitnej rockowej scenie, o co chyba bardzo nieliczni by go podejrzewali. Niniejszy zestaw dwudziestu kawałków, bo trudno te transowe fragmenty nazywać utworami, powstał w prywatnym studio muzyka w 1986 r., a więc w okresie, gdy słynne trio pianisty miało już wiodącą pozycję na jazzowej scenie i powstały tak nobliwe projekty solowe jak "Book of Ways" na klawesyn czy "Dark Intervals" na fortepian solo.

I właśnie w tym okresie, gdy na rockowej niwie tracił impet nurt new wave, a zaczynał raczkować grunge, Keith Jarrett obstawił się arsenałem perkusjonaliów, elektrycznych gitar, basu, niekiedy fortepianu i rozpoczął muzykowanie w stylu nawiązującym do psychodelicznego rocka spod znaku (powiedzmy umownie) zespołu Greateful Dead, osadzonego na niebanalnym podkładzie krzyżowych rytmów z różnych stron świata.

Niektóre pomysły zaskakują całkiem niekonwencjonalnym podejściem. Bez wstępów i zakończeń czy wyszukanych aranży, muzyczne wątki i frazy są rozwijane jakby na kompletnym luzie i jak ktoś wyczuje ich aurę, wprowadzają skutecznie w narkotyczny klimat. Jarrett imponuje grą na perkusjonaliach, ale chyba najbardziej na gitarze i basie.

Szkoda, że od strony technicznej jest sporo mankamentów. Wprawdzie został użyty zacny mikrofon stereofoniczny Neumana, lecz nagrań dokonano i dogrywano kolejne instrumenty na dwóch kasetowych magnetofonach Tandberga; to była wysoko ceniona firma, ale nie do takich zadań. Wydaje się, że nie była należycie aktywowana kompresja szumu taśmy Dolby, bo syk w tle jest znaczny, a instrumenty nie brzmią wystarczająco klarownie.

Autor zaleca głośne słuchanie, aby ujawnić detale ukryte w tle i one tam są, ale, niestety, nie polepsza to ogólnych doznań audialnych. Trudno zrozumieć, dlaczego ten sam artysta grając na fortepianie wymagał wysokich standardów technicznych, a nie użył w tym wypadku magnetofonów szpulowych, profesjonalnego Dolby lub dbx i nie zapoznał się głębiej z techniką miksowania i dogrywania. Mogą też drażnić nagłe ucięcia muzykowania. Ten sam materiał nagrany przez profesjonalistów byłby odbierany niemal entuzjastycznie, bo jest ciekawy, a i tak, mimo ułomności, może wprowadzić w trans, z którego trudno się wyrwać.

Ukazanie się płyty "No End" może stać się ciekawym tematem do dyskusji w gronie melomanów i audiofilów. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kto wytycza granice publikowania: artysta, producent, firma, fani, recenzenci? Przecież Jarretta było stać na wydanie tej niekonwencjonalnej i wyluzowanej muzyki samemu, dlaczego więc bodaj najsurowszy selekcjoner wśród producentów, Eicher, zgodził się na wydanie tego zbioru w firmie ECM o kompletnie odległym profilu artystycznym i jakościowym. Domysły mogą być różne, bowiem zarówno Jarrett, jak i Eicher są narcystycznymi ekscentrykami i taki eksperyment ich po prostu bawił.

Keith Jarrett wydawał się być jazzowym ortodoksem, a okazało się, że nie jest. Wraz z odejściem od Milesa Davisa porzucił ostentacyjnie instrumenty elektryczne, a tymczasem widać, że w domowym zaciszu nadal fascynowała go ich wibracja i nie wstydzi się tego.

Muzyk wychodzi naprzeciw znanej praktyce pośmiertnego wydawania nagrań kiepskiej jakości przez chciwych wydawców; on sam wyprzedza taką ewentualność, jakby chciał powiedzieć: Słuchajcie, ja też taki byłem, nic do ukrycia! Dlatego temu albumowi należy się pięć gwiazdek (!) za odwagę dokonania samemu widocznej rysy na formowanym misternie przez lata portrecie muzycznego giganta.

Cezary Gumiński
ECM / UNIVERSAL

GATUNKI MUZYKI
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu