Paweł Pańta: Fascynuje mnie kryształowe brzmienie

02 czerwca 2016 Wywiady

"Bardzo polubiłem ten proces powstawania i kształtowania dźwięku. Zaczyna się w momencie nagrywania kilku wersji utworu, a później następuje decyzja, którą wersję wybrać. To, że jestem audiofilem dodaje mi pewności w decyzjach o kierunku, w jakim powinna pójść muzyka" - rozmawiamy z kontrabasistą, laureatem nagrody Grammy i producentem płyty "Pańta_Dys_Szmańda play Bach Beethoven Chopin Małecki".

- Na czym polegała pana rola producenta albumu tria Pańta_Dys_Szmańda "Play Bach Beethoven Chopin Małecki"?

- Na zorganizowaniu sesji nagraniowej w studiu, na współpracy z realizatorem, wybraniu wersji już nagranych utworów, które trafiły na płytę, decydowałem o brzmieniu w procesie miksowania i masteringu. To jest trochę niewdzięczna rola, ale i wspaniała, bo nadaje muzyce ostateczny charakter.

Bardzo polubiłem ten proces powstawania i kształtowania dźwięku. Zaczyna się w momencie nagrywania kilku wersji utworu, a później następuje decyzja, którą wersję wybrać. To, że jestem audiofilem dodaje mi pewności w decyzjach o kierunku, w jakim powinna pójść muzyka. Dbałem o to, żeby proporcje w brzmieniu pomiędzy fortepianem, kontrabasem i perkusją były jak najczystsze, szlachetne. Nawet jeśli słuchacz nie posiada sprzętu audio najwyższej jakości, to kiedy płyta jest dobrze nagrana, będzie brzmieć audiofilsko.

- Płyty z popularnym repertuarem przeznaczone dla niewyrafinowanych odbiorców są masterowane inaczej niż te audiofilskie?

- Nie mam takiej wiedzy, ale uważam, że nagrania trzeba miksować i masterować w możliwie najlepszy sposób. Oczywiście przeszkodą może być brak czasu czy wielkość budżetu, a także ograniczenia techniczne.

- Jest różnica w jakości dźwięku z płyty kompaktowej w porównaniu z tym, czego słuchał pan w studiu podczas nagrywania i po masteringu?

- Jest duża różnica. Nagrywaliśmy w niewielkim pomieszczeniu, gdzie instrumenty stały blisko siebie i, co za tym idzie, powstały przesłuchy pomiędzy instrumentami nagrywanymi na osobnych śladach. Musieliśmy nagrywać na sto procent, bo w takim przypadku nie ma możliwości dogrywania ścieżek.

Lubię taki proces nagrywania, bo słuchacz nie obcuje z wyizolowanymi instrumentami, które są dokładane, a partie poprawiane, lecz słucha muzyki zagranej tu i teraz, na żywo, choć w studiu. To niewątpliwa zaleta z artystycznego punktu widzenia, ale też ograniczenie dla realizatora, który musi uporać się z technicznymi problemami. Trudniejsza jest np. zmiana proporcji w głośności poszczególnych instrumentów. Jeśli w procesie miksowania decydujemy, że chcemy mieć mocniejszy fortepian na pierwszym planie, to wyciągniemy również pozostałe instrumenty z tła. Uzyskanie prawidłowego balansu już w procesie rejestracji nagrań jest pracochłonne, ale doświadczony realizator powinien umieć sobie z tym radzić.

- Jaka jest geneza albumu "Play Bach Beethoven Chopin Małecki"?

- Występowałem w zespole Marcin Małecki Trio, w którym na perkusji grał Krzysztof Szmańda i na naszej drugiej płycie miały znaleźć się transkrypcje gigantów muzyki klasycznej: Bacha, Beethovena i Chopina. Niestety, śmierć Marcina przerwała nasze prace nad drugą płytą. Zdążył napisać aranżacje i zagraliśmy koncert w Genewie z tym programem, niestety - nasz ostatni. To było w 2006 r. Wykonaliśmy Preludium Bacha, Walc, Mazurek i Preludium Chopina i allegro z Sonaty Beethovena. Wcześniej graliśmy te utwory w starym klubie Akwarium, więc miałem w uszach, jak Marcin je sobie wyobrażał, jak chciał, żeby brzmiały.

W szpitalu Marcin skomponował swoją fugę, napisał ją tak, jak niegdyś mistrzowie, bez użycia instrumentu. Dokładnie rozpisał nasze partie pozostawiając momenty, gdzie można swobodnie improwizować. Musiałem doprowadzić to zamierzenie Marcina do końca. Trudno było znaleźć odpowiedniego pianistę, który sprostałby temu wyzwaniu.

Nie każdy lubi zanurzać się w cudzej twórczości. Marcin zostawił kompletne partytury fortepianowe, gdzie nawet były zapisane improwizacje w stylu Beethovena, czy w Walcu w stylu Chopina. Znalezienie pianisty, który chciałby nauczyć się tych nut i w naturalny sposób przyswoić je, opowiedzieć historie zawarte w tych nutach, było karkołomnym zadaniem. Ale poszukiwania powiodły się i do fortepianu zasiadł Krzysztof Dys z Poznania, który występuje m.in. z zespołem Soundcheck i w duecie z Maciejem Fortuną. To wspaniały muzyk jazzowy znający warsztat pianisty klasycznego. Znakomity improwizator bliski muzyce free-jazzowej. Przyznam się, że już po pierwszej naszej próbie byłem szczęśliwy, że nawiązaliśmy tak wysoki poziom porozumienia. Wiedziałem, że będą dobre owoce tej współpracy.

- Dlaczego nie nazwał pan tria swoim nazwiskiem?

- W tym przypadku nie mogłem, bo rola pianisty jest tu bardzo ważna. Marcin Małecki doceniał rolę kontrabasu, przyjaźniliśmy się i lubiliśmy ze sobą grać, pisał nawet partie specjalnie dla mnie. Mieliśmy w planach nagranie albumu w duecie.

- Album "Play Bach Beethoven Chopin Małecki" jest dopiero pierwszym pana projektem, jakie będą następne?

- Na razie planujemy koncerty w trio, a jeśli chodzi o nagrania, to marzy mi się album solowy. Wiem, że są amatorzy takich płyt. Mam już przygotowaną kompozycję "Nastroje na kontrabas solo" Andrzeja Kurylewicza, napisaną w 1978 r., i Suitę na kontrabas solo Marcina Małeckiego. Myślę, że dodam też własne interpretacje standardów.

- Na jakim instrumencie pan gra?

- Na kontrabasie, który zamówiłem u znakomitego lutnika i kontrabasisty Mariana Pawlika znanego z zespołu Dżamble, w którym grał na basie, a później w kwartecie Janusza Muniaka w jego piwnicy. To wspaniały instrument.

- Co pan sądzi o starych kontrabasach z cenionych pracowni lutniczych?

- Sam nigdy na takich nie grałem. Wiem, że Brian Bromberg ma znakomity stary instrument. Byłem kiedyś na koncercie Gary’ego Carra, który grał na instrumencie Amatiego z 1609 r. Wydobywał z niego nieprawdopodobnie piękne dźwięki.

- Kogo zaliczy pan do swoich mistrzów kontrabasu?

- Pierwszym był Paul Chambers, kontrabasista m.in. Milesa Davisa. Z jego albumów spisywałem "walkingi". Chambers wspaniale improwizował smyczkiem i palcami. Wiele z jego pomysłów realizuje na gitarze basowej Marcus Miller. Wielkie wrażenie robi na mnie do dziś Scott LaFaro, który żył tylko 25 lat. A w kategorii elektrycznego basu numerem jeden jest dla mnie Jaco Pastorius. Jako nastolatek byłem na warsztatach w Olsztynie i tam dowiedziałem się o nim. Zdobyłem nagranie albumu "Word of Mouth", a potem "Night Passage" grupy Weather Report i to było dla mnie wielkie przeżycie. Zastanawiałem się, jak on gra te wszystkie nuty.

Fascynował mnie Stanley Clarke z zespołu Return To Forever i John Patitucci z Akoustic Band Chicka Corei. Są nawet linie rozwoju gry na kontrabasie: LaFaro - Eddie Gomez - Patitucci czy Ray Brown - Christian McBride. Bardzo lubię jak gra Darek Oleszkiewicz, którego pamiętam jeszcze z płyt winylowych Zbyszka Namysłowskiego. Darek jest wirtuozem kontrabasu, ale on swoich umiejętności nie nadużywa. Gra niezwykle czysto, precyzyjnie, każda jego nuta jest dokładnie tam, gdzie trzeba, jest idealnie wyartykułowana, ale nie wszyscy to doceniają. Jest przykładem wirtuoza ukrytego.

- Czym różni się gra na kontrabasie od gry na gitarze basowej?

- Oba instrumenty bardzo się różnią, wymagają innego sposobu myślenia o dźwięku. Ja zaczynałem od gitary basowej, ale kiedy dostałem się na Akademię Muzyczną w Warszawie, to zarzuciłem basówkę ze względu na nawał pracy z kontrabasem. Dopiero po wielu latach powróciłem do gitary basowej. To jest inne nastawienie do gry, praca ze wzmacniaczem, szukanie właściwej artykulacji.

- Audiofile często testują możliwości swoich systemów, a szczególnie kolumn głośnikowych na partiach kontrabasu i gitary basowej. Trudno jest oddać brzmienie tych instrumentów w domu?

- Nie są to łatwe dźwięki do odtworzenia w domu, ale dobre kolumny, nawet podstawkowe, poradzą sobie z tym problemem. Trzeba tylko zapewnić przestrzeń wokół kolumn, muszą być odsunięte od ścian. W małych pomieszczeniach, kiedy kolumny stoją przy ścianie, niskie fale basowe wzbudzają się, powodują dudnienie. Dlatego z basem jest najwięcej problemów. Pomagają pułapki basowe i dywany.

- Jakie płyty z dobrze nagranym kontrabasem może pan polecić czytelnikom "Audio"?

- Albumy tria Billa Evansa ze Scottem LaFaro, John Coltrane w trio bez fortepianu z płyty "Lush Life". Właściwie wszystkie nagrania z lat 50. i 60. XX wieku brzmią genialnie. Przy okazji polecam nie tylko nagrania jazzowe, również klasyczne, np. z serii Living Stereo, które mają większą dynamikę niż nagrania współczesne. Myślę, że dziś gubi nas technika, jest za dużo mikrofonów i źródeł dźwięku. Stworzenie spójnego obrazu muzyki jest bardziej skomplikowane niż kiedyś, często niewykonalne.

Rozmawiał Marek Dusza

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu