Basia Trzetrzelewska: Nie będę się obijać tym razem

22 grudnia 2010 Wywiady

Basia Trzetrzelewska już pod koniec stycznia i na początku lutego zaśpiewa na pięciu koncertach w Polsce, nad którymi patronat sprawuje magazyn "Audio". Właśnie o programie tych występów, a także Świętach Bożego Narodzienia i przyszłorocznych planach płytowych światowej sławy wokalistka opowiedziała nam we wczorajszej rozmowie z "Audio".

Za kilka dni Święta Bożego Narodzenia. Gdzie je Pani spędzi - w Polsce czy na Wyspach?

Basia Trzetrzelewska: - Tym razem w Polsce. Właśnie jestem w trakcie szalonych przygotowań do wyjazdu. Pakowanie prezentów i tak dalej. Wyjeżdżam za dwa dni.

Czy będzie Pani uczestniczyć w przygotowaniach wigilijnych? Na przykład w gotowaniu potraw?

- Dlatego, że przyjeżdżam na ostatni moment, tym razem nie będę pomagać mojej rodzince w przygotowaniu Wigilii. Ale za to my przejmujemy zawsze pierwszy dzień świąt i my przygotujemy właśnie wtedy główne dania. Ale jeśli chodzi o dekorowanie i uczestniczenie we wszystkich tradycyjnych rzeczach, jak na przykład wręczanie prezentów i ich otwieranie, to oczywiście bierzemy w tym udział. Ale niestety zanim ja dojadę to będzie już prawie Wigilia, więc niestety nie będę mogła im pomóc.

O jakim prezencie na Gwiazdkę Pani marzy?

- Ja nigdy nie marzę o prezentach dla siebie i nie mam pojęcia, co dostanę. Nasza rodzina jest bardzo duża, więc z oszczędności i z rozsądku robimy coś, co po angielsku nazywa się "secret Santa" czyli tajemniczy Mikołaj. Polega to na tym, że przed świętami losujemy sobie karteczki z imionami i każdy z nas kupuje tylko jeden prezent dla tej wybranej, wylosowanej osoby. Mamy dwa maluszki w domu - trzy-czteroletnie, dla których wszyscy kupujemy prezenty. Ale dla siebie, dla "starszaków", kupujemy tylko jeden. Tak więc nigdy nie wiem kto mnie wylosował i nie wiem co dostanę. Ustalamy też sobie granicę górną, jeżeli chodzi o cenę, zatem nie ma przesady.

Kiedyś te święta były naprawdę zwariowane, biegaliśmy wszyscy z "urwaną głową" i szukaliśmy prezentów dla wszystkich, wydając niesamowite sumy, ale od trzech czy czterech lat losujemy właśnie karteczki i w ten sposób wszyscy są zadowoleni, bo nikt nie staje się biedny w tym czasie. Ja to oczywiście skradłam ten pomysł innym - zauważyłam, że moi sąsiedzi tak robili i myśmy przejęli tę tradycję i bardzo fajnie. Bo prezenty są przecież i w pracy, i w szkole i domu rodzinnym. Naprawdę czasami to jest już przesada w czasie świąt z ich kupowaniem. 

A jeśli to miałaby być płyta, to jaki wykonawca ostatnio wpadł Pani "w ucho"? Kto się bardzo spodobał?

- Jestem taka, że jak coś wpadnie mi w ucho, to natychmiast sobie kupuję tę płytę, więc nie oczekuję w tej chwili niczego nowego. Ale ostatnio stałam się straszną fanką zespołu, który jest jeszcze mało znany w Polsce, a nazywa się Poluzjanci. Jest to fantastyczna grupa, w której głównym kompozytorem jest Kuba Badach, już dosyć znany. I Poluzjanci wydali teraz "Drugą płytę". Ta pierwsza wyszła dziesięć lat temu i tej nie znam. Ja dopiero teraz odkryłam ten zespół i nawet byłam na ich występie na żywo niedawno w Katowicach, gdy akurat przyleciałam do Polski. Kuba zapowiedział na scenie, że wkrótce będzie wydana taka podwójna edycja, to znaczy w jednym wydaniu będą obydwie płyty - ta sprzed dziesięciu lat, gdy jeszcze nazywali się Polucjanci, oraz ta "Druga płyta". Także właściwie bardzo bym chciała dostać ten ich pierwszy album. Dlatego, że na koncercie dużo osób śpiewało z Kubą te piosenki z pierwszej płyty, a ja ich nie znałam, byłam troszeczkę zazdrosna.

Nie tak dawno Kuba wydał także solową płytę z piosenkami Andrzeja Zauchy...

- Tę płytę też mam. To był "tribute" dla Andrzeja Zauchy. Przy tej okazji pierwszy raz właśnie o Kubie usłyszałam. Byłam prawie dwa lata temu na promocji w Polsce i spotkałam się w studio z Kayah. To ona namawiała mnie i bardzo chwaliła Kubę, bo on chyba śpiewał z nią na jakiejś trasie i nagrali też duet. Przedstawiła mi go, a Marek Niedźwiecki, u którego w studiu się spotkałyśmy, dał mi płytę "Tribute to Andrzej Zaucha". Byłam bardzo zaskoczona, bardzo mi ten album się podobał. Ale cieszę się, że teraz słyszę jego kompozycje, a te jego utwory z "Drugiej płyty" Poluzjantów są znakomite.

Teraz przejdźmy już do Pani twórczości. Czy z perspektywy kilku miesięcy, które minęły od premiery płyty "It's That Girl Again", jest Pani z niej zadowolona?

- To była płyta, która "gotowała" się bardzo powoli. Zaczęliśmy nad nią pracować bardzo dawno, potem została zupełnie odstawiona na bok. Po nagraniu płyty z Matt Bianco, którą wydaliśmy w 2004 roku, pojechaliśmy na trasę i w 2005. Byliśmy na koncertach w Stanach Zjednoczonych. Tam miałam okazję spotkać się z fanami, którzy domagali się wręcz następnej płyty i tylko dlatego postanowiliśmy z Dannym Whitem wrócić do pracy nad moim solowym krążkiem. Miałam dużo rzeczy do napisania.

Wydaje mi się, że dojrzałam trochę do tego, by nabrać więcej pewności siebie, co do pisania, występowania i śpiewania. Jestem bardzo zadowolona z tej płyty, a już cały ten rok spędziłam na różnych trasach - nie tylko w Polsce, ale w Stanach i w Japonii. A teraz to już nie mogę się naprawdę doczekać, bo zaczęliśmy pracować nad następnym albumem. Mam w sobie wielką chęć pisania, a wokół mnie jest dużo inspirującej muzyki, np. wspomniani Poluzjanci. Tutaj w Anglii też mam taki zespół, który bardzo lubię i który się nazywa Everything Everything. Właśnie od czasu do czasu coś mnie tak "zbudzi" do pracy i widać to, bo efekty są takie, że pomysły nam przychodzą bez przerwy. Właśnie w poniedziałek spotkałam się też z Dannym, bo pracujemy właśnie nad trzema piosenkami.

A która piosenka z ostatniej płyty jest Pani najbardziej ulubioną?

- Bardzo trudno jest wybrać jedną. To jest dosyć emocjonalna płyta, dlatego że straciłam w swoim życiu kilka osób i napisałam piosenki na ten temat. Dwie z nich są najważniejsze dla mnie. "It's That Girl Again" jest właśnie o jednej z tych osób. A druga piosenka zawsze doprowadza mnie do wzruszenia, kiedy jej słucham, i dlatego jeszcze nie występowałam z nią na żywo - to  "Two Islands" czyli dwie wyspy, które symbolizują dwie osoby. Taka metafora. Bardzo lubię  występować, śpiewając piosenkę "I must". Wywołuje ona bardzo silną reakcję widowni. Może dlatego, że do tej pory nigdy nie śpiewałam piosenek, kiedy jestem naprawdę zła i zdenerwowana. A to jest właśnie krytyczna piosenka dotycząca mojego partnera, z życia wzięta oczywiście. Ta piosenka jest pełna energii i zwłaszcza na żywo najlepiej nam wychodzi.

Komu zaś dedykowana jest jedyna piosenka w ojczystym języku czyli "Amelki śmiech"?

- Kiedyś w grupie moich znajomych w Polsce rozmawialiśmy o tym, że martwimy się o głupstwa, a przecież są rzeczy ważniejsze. I tak najbardziej zadedykowałam tę piosenkę mojej siostrze, która ma fantastyczną rodzinę, a jedna z jej małych dziewczynek nazywa się właśnie Amelka. Jej uśmiech daje tyle radości, bo Amelka ma dopiero trzy i pół roku. Chciałam więc siostrze wytłumaczyć, że nie ma co przejmować się jakimiś głupstwami w życiu, które oczywiście są ważne. Bo najważniejsze są jednak nasze dzieci. A gdy one są zdrowe i się śmieją, to wszystko jest OK na świecie. To była piosenka bardzo prywatna, napisana właśnie dla mojej rodziny. Ale okazuje się, że wiele osób jest w takiej samej sytuacji, i w zasadzie wszyscy martwimy się czasem niepotrzebnie o różne rzeczy.

Z tego co Pani mówi, wygląda na to, że naprawdę warto było powrócić na scenę, na listy przebojów...

- Od czasu nagrania tej płyty z Matt Bianco, wróciła mi energia do śpiewania i pisania piosenek. Miałam naprawdę kilka "cichych" lat, ale nic w życiu nie jest naprawdę straconego. Jest bowiem czas na refleksję, na inne spojrzenie na siebie i na swoją karierę, na świat wokół. To wszystko to jest lekcja. W tym czasie robiłam wiele innych rzeczy. Spędziłam dużo czasu z moją rodziną, sporo podróżowałam, uczyłam się języków. Starałam się to wykorzystać w jakiś inny sposób. I nagle wyszła ta propozycja nagrania płyty z Matt Bianco. Na początku byłam bardzo niechętna, ale jak już zaczęłam pisać i nagrywać piosenki,  wrócił mi entuzjazm do tej pracy. Teraz bardzo się cieszę, bo dzięki temu spotkałam się z moimi fanami, a to naprawdę jest najważniejsze, gdy się widzi reakcję ludzi, dla których się śpiewa. Wróciłam niedawno ze Stanów, z dłuższej trasy, i jestem w fantastycznym nastroju, jeżeli chodzi o ten muzyczny zapał, bo fani byli dla nas niesamowici.

Za kilka tygodni powróci Pani także z koncertami do Polski. Czy tutejsi fani mogą liczyć na specjalny program tych występów?

- Będzie troszeczkę inny niż do tej pory. Chcemy te koncerty nagrać i wydać z nich płytę - taką "zbierankę na żywo". A oprócz tego chcemy sfilmować jeden z nich. Będzie to najprawdopodobniej koncert w Łodzi, bo tamta sala jest najlepiej przystosowana i 1 lutego będziemy nagrywać DVD. I to jest niesamowite, bo jeszcze do tej pory, oprócz jednego telewizyjnego występu, nie miałam nagranego koncertu na żywo. Jesteśmy więc wszyscy bardzo podekscytowani i tym razem bierzemy troszeczkę większy zespół. Niektóre rzeczy będą więc inne niż do tej pory.

Ale premierowe utwory, o których Pani wspominała, także się pojawią?

- Oczywiście. Chcemy zagrać przegląd naszej pracy. Będą piosenki z przeszłości, których ludzie lubią słuchać, ale chcemy zaprezentować także i te nowsze, bo dla mnie one też są bardzo ważne.

A kiedy można spodziewać się nowej płyty studyjnej?

- Po tej płycie na żywo, którą chcemy wydać najprawdopodobniej na przełomie wiosny i lata. Jeżeli chodzi o nową, studyjną płytę to ja już naprawdę obiecałam wielu fanom, że jeszcze w przyszłym roku się ukaże. Postaramy się i chciałabym, żeby chociaż pod koniec 2011 była już gotowa. Nie będę się obijać tym razem (śmiech), zabieram się do poważnej pracy.

A czy rozmawiacie też o nagraniu nowej płyty z Matt Bianco?

- W tej chwili nie ma planów, żeby zrobić płytę z Matt Bianco. Mark Reilly pracuje z Markiem Fisherem nad płytą klubową. Nam bardzo przyjemnie pracowało się nad drugą płytą "Matt's Mood" i jesteśmy z niej bardzo zadowoleni, więc kto wie... Bardzo lubię głos Marka, a kombinacja naszych głosów jest też ciekawa, więc bardzo możliwe, że coś się stanie w przyszłości.

Teraz cofnijmy się w przeszłość. Jak pani sądzi? Co sprawiło, że artystka, która pochodzi z Polski, była w stanie zrobić karierę na dużą skalę na światowych rynkach? Czy to był łut szczęścia, czy coś innego?

- To kombinacja różnych rzeczy. Na pewno miałam sporo szczęścia. Druga sprawa to to, że poznałam w swoim życiu mojego partnera, z którym pracuję już od wielu wielu lat, właściwie od chwili przyjazdu do Anglii. Z Dannym poznaliśmy się i jak się okazało, oboje mamy bardzo podobny "smak" muzyczny i chcemy robić taką samą muzykę. Bardzo dobrze nam się pracuje i łatwo, a to było też bardzo ważne. Poza tym ważne było to, że nie robimy czegoś takiego, co już wszyscy znają. To znaczy styl naszej muzyki jest trochę inny od tego, który mają Amerykanie na swoim rynku, i dlatego udało nam się być łatwiej zauważonym. Różniliśmy się trochę od tego, co oni już mieli. To bardzo ważne, by być prawdziwym i robić to co naprawdę się lubi, a nie próbować kopiować innych, gdyż wtedy właśnie zginie się w morzu bardzo podobnej muzyki. Staramy się po prostu trzymać tego naszego stylu, co nie jest bardzo trudne, bo to dla nas sprawa naturalna.. Najłatwiej jest oczywiście zostać zauważonym, gdy się śpiewa po angielsku, bo ten język jest uniwersalny jeżeli chodzi o muzykę i gdybym śpiewała tylko po polsku, to prawdopodobnie nikt nie zwróciłby uwagi. Choć czasami żałuję, że nie piszę więcej po polsku, bo chciałabym, żeby te piosenki były bardziej bliskie moim polskim fanom. A niestety nie wszyscy mówią po angielsku. Ja na przykład dla swojej rodziny i dla przyjaciół musiałam przetłumaczyć wszystkie swoje teksty, żeby chociaż wiedzieli o czym ja śpiewam (śmiech).

Jak artystka, która ćwierć wieku temu sprzedawała nakłady liczone w miliony płyt, odnajduje się na obecnym rynku muzycznym, który zmienił się i to bardzo?

- W tej chwili prawie wszyscy, oprócz kilku może jednostek, cierpimy na to samo. Rynek muzyczny kompletnie się zmienił. Niestety już się nie sprzedaje tylu płyt co kiedyś. Dostęp do muzyki jest tak prosty przez internet, że właściwie w ogóle nie trzeba kupować płyt, jeżeli ktoś coś chce usłyszeć. Wszystko się zmieniło. Trzeba naprawdę bardzo ciężko pracować, żeby utrzymać się jakoś z muzyki w tej chwili - głównie grając koncerty. W naszej sytuacji staramy się utrzymywać prężnie naszą stronę internetową, bo w tej chwili rola wytwórni płytowych jest znikoma. To nie to samo co kiedyś, gdy wytwórnia prowadziła praktycznie całą działalność, a myśmy tylko wykonywali, co nam kazali (śmiech) Teraz jest odwrotnie. Teraz sami musimy podejmować próby, by ludzie o nas wiedzieli, słyszeli. Wytwórnia może trochę pomóc, ale są one gorsze i lepsze. My jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej polskiej wytwórni, ale tutaj na Zachodzie jest zupełnie inaczej. Musisz sam się reklamować, głównie przez internet.

Czy w obecnych czasach ktoś pochodzący z Polski mógłby powtórzyć taką karierę jak Pani?

- Oczywiście. To jest tylko kwestia czasu i znalezienia takiej swojej niszy, gdzie ten nasz polski charakter się jakoś uwidoczni. Uważam, że mamy bardzo dużo utalentowanych piosenkarzy i zespołów. Tak więc to tylko kwestia czasu i odrobiny szczęścia oczywiście.

Czy coś takiego jak słowiańska wrażliwość istnieje? Czy można powiedzieć, że pracując z brytyjskimi muzykami, jakoś inaczej Pani "słyszy" niż oni?

- Tak. To jest prawda. Na pewno mam słowiańską wrażliwość i słowiańską estetykę, która się różni od miejscowej. Także gdy pracuję, muszę podkreślać swoje pomysły i nalegać na ich realizacje, bo inni muzycy proponują inne rozwiązania. Ale po wielu latach Danny i ja wiemy czego chcemy. Mimo że on nie jest Polakiem, to jednak uwielbia naszą muzykę, na przykład Chopina. Polskie piosenki, która ja mu pozwalam czasem słuchać, też bardzo lubi. Tak więc dzielimy się tym smakiem muzycznym.

Czego Pani życzyć na Nowy 2011 Rok?

- (śmiech) Po pierwsze chciałabym, żeby to DVD bardzo fajnie wyszło. Chciałabym, żeby ta płyta się naprawdę dobrze nagrała. No i bardzo chciałabym nagrać nowy album studyjny, który oby jak najszybciej powstał. Naprawdę teraz obiecałam sobie, że nie ma odwlekania. Tak, te dwie rzeczy, to byłoby najlepiej i one obydwie łączą się z muzyką.

Czy zechciałaby Pani złożyć życzenia czytelnikom "Audio" i wszystkim rodakom?

- Wszystkiego Najlepszego! Cokolwiek Polacy sobie życzą na ten przyszły rok, to chciałabym, żeby to im się spełniło. Jestem Polką i kocham nasz kraj. Jestem tam przynajmniej raz na miesiąc  życzę więc sobie również tych samych rzeczy. Żeby nam się jakoś lepiej żyło i żeby ta Polska była coraz fantastyczniejsza, bo już na tej drodze jesteśmy.

Dziękuję za rozmowę i życzę Radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech spełnią się w Nowym Roku te płytowe plany i wszystkie marzenia. Do zobaczenia na koncertach w Polsce!

- Fantastycznie. Dziękuję również i do zobaczenia!

Rozmawiał: Piotr Wojtowicz
Fot. okładka płyty "It`s That Girl Again"

 

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu