Piotr Orzechowski: Kompozycje same do mnie przychodzą

13 sierpnia 2013 Wywiady

Pianista i kompozytor Piotr Orzechowski w rozmowie z AUDIO opowiada między  innymi o swojej muzycznej drodze oraz przygodzie z Montreux Jazz Piano Competition, który to konkurs wygrał.

- Dwa lata temu wygrał pan Montreux Jazz Piano Competition. Jaka była droga do zwycięstwa w tym prestiżowym konkursie?

- W pewnym momencie uznałem, ze mogę się pokazać w roli solisty. Kiedy miałem 14 lat, zgłosiłem się do Ogólnopolskiego Konkursu Pianistów Jazzowych w Warszawie. Byłem najmłodszym z uczestników, zaczynałem gimnazjum. Posłuchałem, jak wysoki jest poziom młodych pianistów jazzowych, jak grają Dominik Wania czy Nikola Kołodziejczyk, którzy byli już po studiach, i nauczyłem się pokory. Po latach wysłałem zgłoszenie do Montreux. To był konkurs moich marzeń. Znalazłem się w dziesiątce zaproszonych do konkursu i znów byłem najmłodszy.

Wielu uczestników było dużo starszych, obeznanych z konkursami, grali z wielką swobodą, rozmawiali z publicznością, a ja wchodziłem na scenę zestresowany, niemal jak na egzamin. W komisji siedział m.in. Tommy LiPuma. Nie przypuszczałem nawet, że mogę wygrać, obawiałem się, że mój styl może nie zostać zrozumiany.

Pierwszy etap skończył się moją osobistą porażką, chciałem pokazać się z lepszej strony, a z powodu stresu czułem, że nie idzie mi dobrze. Ważne jednak, że nie spanikowałem, grałem po swojemu do końca i przeszedłem do następnego etapu. Skoro jury zobaczyło we mnie coś godnego uwagi, pomyślałem, że muszę w finale pójść na całość. Poczułem wielką odpowiedzialność sytuacji, otworzyłem się i zagrałem najlepiej, jak wtedy umiałem. Później Tommy LiPuma powiedział mi, żebym nigdy nie schodził ze ścieżki, którą obrałem.

- Jak określiłby pan tę swoją muzyczną drogę?

- Teraz to przede wszystkim nieprzejmowanie się gatunkiem muzyki, jaką się tworzy. Każdy z nas przechodzi etap utożsamiania się z jakimś konkretnym stylem, poznawania muzycznego świata poprzez emocje innych. U mnie był to jazz, potem doszły jeszcze inne gatunki. Mój tata jest zafascynowany jazzem i od kiedy pamiętam, prezentował mi różne nagrania, opowiadał o jazzmanach, sam kiedyś grał w zespole.

Mama jest natomiast pianistką klasyczną i ta różnorodność w domu dobrze na mnie wpłynęła. Muzyka, którą się poznaje, czy inne dziedziny sztuki, które się kontempluje, pomagają odkryć siebie. To jest długa droga, widzę, że dużo jeszcze przede mną. Wzorem są dla mnie muzycy, którzy stworzyli oryginalny, indywidualny język, przyczyniając się niekiedy do powstania nowego gatunku. Nie chcę nawet myśleć, że gram jazz, bo wtedy nigdy się z tego stylu nie wyzwolę. Nie określam się też jako improwizator klasyczny, najważniejsza jest praca nad sobą.

- Dzieli pan czas pomiędzy grupą High Defi nition i solowymi występami, czy jest jeszcze coś w planach?

- W High Definition znalazłem wreszcie ludzi, z którymi mogę grać moje utwory. Szukanie takich muzyków zajmuje zwykle dużo czasu. Tworzymy muzykę, która jest mi niezwykle bliska, jednak nie jest to główny nurt mojej artystycznej wypowiedzi. Ten kwartet to wyjątkowo aktywny tygiel różnych muzycznych przekonań i ich pewnych siebie głosicieli. To bardzo inspirujące dla każdego z nas, lecz właśnie do twórczości solowej przywiązuję obecnie największą wagę, staram się, by moje samotne wypowiedzi były coraz bardziej szczere. Gdybym przejął pełną kontrolę nad każdym elementem dzieła, wymyślił skład, wybrał oddanych mi muzyków i ich instrumenty, byłbym pewnie niezwykle usatysfakcjonowany, w pewnym sensie spełniony. Ale teraz nie na to czas, to okres na odkrywanie siebie i rozwój, czas na High Definition.

- Przygotowuje pan już kompozycje dla takiego nowego zespołu?

- Co jakiś czas mam gwałtowne przypływy inwencji, wtedy szybko spisuję pomysł. To nie jest planowane, zwykle zdarzało się to w niepożądanych momentach, kiedy miałem mało czasu lub odczuwałem stres, np. przed szkolnymi egzaminami. Wtedy kompozycje same do mnie przychodzą. Dzięki temu, kiedy potem do nich wracam, jestem z nich zadowolony. Każda z nich jest inna. Niektóre okazują się nadawać na kwartet jazzowy, inne na występy solo, a część z nich odkładam na później, na inne czasy, inne zespoły.

- Pianohooligan to pseudonim artystyczny?

- W pewnym sensie tak, również nazwa projektu zrodzonego buntu. Widzę, jak współczesny język jazzu jest odsączany z harmonii, jej niesamowitych splotów, które złudnie są kojarzone z przeintelektualizowaniem. W rzeczywistości kryją się w nich emocje i prawda, twórcy mieliby dzięki nim więcej środków wypowiedzi. Jest wielu kompozytorów, którzy poświęcili życie, żeby rozwinąć harmonię - Wagner, Skriabin, Hindemith, Szostakowicz. Jazz od samego początku bazował w tym aspekcie na osiągnięciach muzyki klasycznej. Ta kopalnia jest jednak przez współczesny jazz niemal opuszczona, a muzycy ograniczają się najczęściej do muzyki rytmicznej, konceptualnej, kłaniając się w pas melodii, groove’owi lub free lat 70.

- Jest dziś ktoś, kto idzie w tym kierunku, może Keith Jarrett?

- To dobry przykład. Miał wzorce pianistyczne, ale nie naśladował nikogo na 100 procent. Korzystał z szerokiej palety osiągnięć muzyki klasycznej i jazzowej, interesował się filozofią i szeroko pojętą sztuką. Dziwię się, dlaczego muzycy jazzowi nie widzą, nie interesują się tym, jak Jarrett doszedł do swojej muzyki. A próbują grać tak jak on. Żeby grać na tym poziomie, poziomie bardzo wysoko rozwiniętego emocjonalnie artysty, trzeba słuchać wielu muzyków, słuchać analitycznie. Pokochać również inne dziedziny sztuki, inne gatunki muzyki, nauczyć się szacunku do każdego z nich. W ten sposób można uczyć się od swoich mistrzów - oni szli za głosem swojego serca. Nikt nie stał się wielki dlatego, że naśladował styl kogoś innego.

- Dlaczego Pianohooligan sięgnął po muzykę Pendereckiego?

- Kiedy pojawiła się możliwość nagrania płyty, byłem na etapie odkrywania fortepianu na nowo. By najpełniej oddać moje osiągnięcia w tym temacie, sięgnąłem po muzykę Krzysztofa Pendereckiego. Zajmowałem się też innym problemem: czym charakteryzuje się jazz. Czy na pewno jest to swing? Dlaczego jazz europejski nie swinguje tak jak amerykański? Czy jazz to improwizacja? Nie, w klasyce też było dużo improwizacji, wolności. Otóż w jazzie nowatorskim spoiwem dla elementów zaczerpniętych z muzyki klasycznej i afroamerykańskiej był niespotykany dotąd sposób wyrażania siebie na scenie, w czasie rzeczywistym.

Celem stało się przedstawienie niezwykle wiarygodnej opowieści bez żadnych ściem, bez ukrywania brudów, ukrytych pragnień, bólu. Im bardziej jest się w tym uzewnętrznianiu kompetentnym, im więcej ma się środków wyrazu, tym lepiej, ale temat opowieści zobowiązuje, muzycy zaczęli przeżywać swoje skrywane emocje na scenie mocniej niż kiedykolwiek. Jazz wprowadził do muzyki właśnie ten element, pewnego brudu, niedoskonałości. Klasyczni kompozytorzy podchwycili go dopiero niedawno.

Kiedy patrzę na Duke’a Ellingtona, jest dla mnie oczywiste, co jest najpiękniejsze - sposób, w jaki gra, jego złożona osobowość. Nie wymyślił jej przy biurku, na papierze. Cały jazz powstał z głębi serca, rozwinął się na scenie, wprowadzając nową jakość uzewnętrznienia emocji. Stało się dla mnie oczywiste, że to należy rozwijać. Bo przecież nie można zarzucać takim pianistom, jak Powell, Kelly, Garland czy właśnie Ellington, że mieli słabą technikę albo że się mylili. I nawet nie o to chodzi, że w jazzie z błędu się wychodzi - jeśli odnajdziesz w muzyce swoją osobowość, to błędów nigdy nie będzie. Dokładnie jak w malarstwie, aż głupio to tłumaczyć.

Nie patrzymy na obraz zastanawiając się, czy ktoś się tutaj pomylił. Nie chodzi o technikę, dokładność, skale, idealizm. Oczywiście trzeba poznać język, którym się będzie mówić, ale o tym, co się chce i jak się chce. Można mówić niewyraźnie, a to będzie miało swój wyraz, swój koloryt. Kiedy do tego doszedłem, wydało mi się oczywiste, że mogę sięgnąć po kompozycje sonorystyczne. Nawet w najbardziej radykalnych utworach Krzysztofa Pendereckiego, jak "Tren" czy "Polymorphia", jest ukryta bliska mi emocjonalność. Na płycie są również późniejsze kompozycje Pendereckiego, które chciałem zagrać, by uwypuklić ich harmonie.

Rozmawiał: Marek Dusza

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu