YAMAHA
CD-S2000 + A-S2000

Co najbardziej zadziwia w produktach nowej serii "S2000"? Wygląd, specyfikacja, jakość wykonania, czy niewysoka cena? Wszystko na raz. Przez prasę przeszła już pierwsza fala szybkich testów, my spokojniej, dokładniej i jak zwykle z udziałem laboratorium przyjrzeliśmy się tym na pierwszy rzut oka fantastycznym produktom. Konfrontacja z nie mniej rasowym, chociaż nieco tańszym Pioneerem, tym bardziej ukazuje specyfikę urządzeń Yamahy, która we wzornictwie postawiła na zupełnie inną kartę: Nawiązuje ono wprost do lat 70., złotych lat hajfaju, kiedy w ten sposób wyglądały nie tylko urządzenia Yamahy.

Hebelkowe przełączniki, charakterystyczny kształt pokręteł barwy dźwięku i balansu... I do tego drewniane boczki. Wnętrze nowych konstrukcji to już odbicie techniki XXI wieku. A wszystko razem tworzy produkty, jakich do tej pory nie widzieliśmy poniżej pułapu 10 000 zł. Za jeden komponent tego systemu. To wypasione, hi-endowe klocki.

Yamaha CD-S2000

Urządzenia serii Yamaha CD-S2000 występują w dwóch wersjach kolorystycznych. W pierwszej fronty wykonane są z drapanego aluminium w naturalnym kolorze, z jasnymi bokami i bursztynowym wyświetlaczem. To wersja hardcorowa, łącząca nawiązanie do przeszłości z bardzo wyrazistym imidżem.

Wersja czarna z drewnianymi bokami w ciemnym brązie jest bardziej stonowana, a niebieskim wyświetlaczem choć trochę przypomina typowe współczesne urządzenia. W obydwu przypadkach małe diodki wskazujące np. wybrane wejście i mute są bursztynowe. W odtwarzaczu CD taką diodę mamy też przy przycisku zmieniającym warstwę na płycie SACD oraz przy przycisku "pure direct".

O tym, że mamy do czynienia z urządzeniem XXI wieku, świadczy bardzo wąska, wysuwająca się cicho szuflada, odlewana z metalu i napędzana potężnym, cichym silnikiem DC.

Wyświetlacz jest niestety niewielki, próżno też na nim szukać informacji CD-Text czy SACD-Text, bo tych funkcji, podobnie jak w Pioneerze, nie ma. Z tyłu jednak fajerwerków ciąg dalszy, ponieważ oprócz analogowych wyjść RCA mamy także zbalansowane XLR (z "gorącym" pinem 3, podobnie jak w Accuphase i Luxmanie) oraz wyjścia cyfrowe - elektryczne i optyczne.

Górną ściankę odtwarzacza CD pokryto winylową farbą dla tłumienia wibracji. Montowana jest podobnie, jak w urządzeniach Accuphase'a, tj. trzeba odkręcić boki, żeby dostać się do części śrub. Ponieważ jest ona przykręcona także z tyłu i od góry, osiągnięta jest świetna jej sztywność. W dodatku od wewnątrz jest wyklejana płatami tłumiącymi wibracje.

Środek podzielono ekranami w pionie i w poziomie. Na środku umieszczono modyfikowany napęd DVD-ROM, wzięty wprost z urządzeń przemysłowych. A to dlatego, że tam, przez wiele lat, wytrzymują one codzienne katowanie.

Modyfikacja polega na wymianie szuflady na bardziej efektowną, zmianę elementu z krążkiem dociskowym na metalowy i usztywnienie całości dodatkowym "stelażem".

Kiedy się mu przyjrzymy, zobaczymy, ze oprócz sterowania i sposobu czytania danych nie ma on nic wspólnego z tym, co montujemy w komputerach. Przede wszystkim jest bardzo duży, ponieważ główna "szyna", po której przesuwa się szuflada, jest gruba i długa. Jest też wysoki, bo usztywniany w kilku warstwach. Także silniki są bardzo duże, większe niż w nawet dobrych napędach CD - ten kręcący płytą to bardzo dobry silnik bezszczotkowy.

Zasilacz zbudowany jest z dwóch transformatorów - tradycyjnego EI i toroidalnego, za nimi widać cztery duże mostki prostownicze, najwyraźniej osobno zasilane są napęd, część cyfrowa i dwa kanały analogowe. Obok umieszczono duże kondensatory Nichicon Gold Tune, charakteryzujące się małą opornością wewnętrzną.

Część audio zmontowano na jednej, dużej płytce drukowanej, dodatkowo usztywnianej i ekranowanej od spodu metalową płytą. Część cyfrowa oparta jest o dwa układy Burr-Browna PCM1792, po jednym na kanał. To "daki" delta- sigma 24/192 o realnej rozdzielczości ponad 21 bity - a więc znakomitej.

Mają one osobne wejście dla sygnału PCM i DSD. Ponieważ każdy z nich ma stereofoniczne wyjście różnicowe, tak też poprowadzono sygnał, a następnie zsumowano, minimalizując zniekształcenia i szumy.

Tor za nimi jest całkowicie zbalansowany, z układami OPA275 Analog Devices w konwersji I/U oraz scalakami N5532 w filtrach i wzmocnieniu. Towarzyszą im kondensatory polipropylenowe oraz bardzo dobre kondensatory elektrolityczne Nichicon na wyjściu - najwyraźniej nie ma układu DC-Servo.

Warto zwrócić uwagę na prowadzenie masy grubymi drutami ze srebrzonej miedzi i oddzieleniu kanałów miedzianymi szynami. Wyjścia XLR są złocone, RCA już nie. Pilot odtwarzacza jest plastikowy, z metalizowaną płytką od góry. Niestety nie przewidziano na nim regulacji siły głosu wzmacniacza.

Yamaha A-S2000

O ile odtwarzacz Yamaha CD-S2000 mógłby jakoś włączyć się wizualnie w system o nowoczesnej stylistyce, o tyle przy wzmacniaczu nie da się zlekceważyć jego archaizującej odrębności.

Elementów to determinujących jest sporo: podłużne manipulatory barwy dźwięku i balansu, duże przełączniki hebelkowe wyłącznika sieciowego, przedwzmacniacza gramofonowego (MM/MC) oraz "mute", a także gałki siły głosu i selektora wejść o specyficznym, ale ergononicznym kształcie.

Poszczególnym elementom partnerują bursztynowe diody. Obok gniazda słuchawkowego mamy czteropozycyjny selektor (-6/0/+6/ +12 dB), pozwalający dopasować wzmocnienie tego układu do konkretnych słuchawek.

Regulacji siły głosu dokonuje się klasycznie, pokrętłem. Nie widać wyłącznika "pure direct", występującego w Pioneerze, ponieważ Yamaha załatwiła to w inny, chyba jeszcze bardziej elegancki i nowatorski sposób: kiedy manipulatory barwy dźwięku znajdują się w środkowym położeniu, układ zostaje automatycznie wyłączony ze ścieżki. Dopiero po przekręceniu ich w którąś stronę, we wnętrzu klika przekaźnik i włącza tę część do układu. Balans nie jest niestety w ten sposób odłączany.

Boki wykonano z drewna bejcowanego na ciemny orzech, zaś zasadniczą obudowę wykonano z blach stalowych. Wewnętrzne usztywnienia może nie są tak rozbudowane, jak w odtwarzaczu Yamaha CD-S2000, jednak lepsze niż cokolwiek po tej stronie 10 000 zł. Tył pokazuje, że Yamaha jest bardzo funkcjonalna - mamy np. niezłe wyjścia głośnikowe do bi-wiringu, przy których zadbano o zminimalizowanie ryzyka zwarcia.

To ważne, ponieważ w układach zbalansowanych, a A-S2000 ma taką budowę od początku do końca, nie wolno zewrzeć nie tylko zacisku dodatniego z obudową, ale także zacisku ujemnego. Jest też wejście zbalansowane, i oczywiście znacznie więcej - cztery - liniowe wejścia niezbalansowane (w tym jedno z pętlą magnetofonową), wyjście z przedwzmacniacza, wejście na końcówkę mocy i wejście gramofonowe MM/MC.

Wnętrze ukazuje znakomite zasilanie, rozbudowane układy przedwzmacniacza i końcówki mocy, ale także mnogość połączeń kablowych - zresztą podobnie jak Pioneerze. Poza tym wszystko się do nas uśmiecha. Przy przedniej ściance mamy bardzo duży transformator z klasycznymi blachami EI, ładnie zaekranowany i z wieloma uzwojeniami wtórnymi, osobnymi dla każdego kanału.

Naliczyłem sześć dużych mostków prostowniczych (dwa kanały końcówki, dwa kanały przedwzmacniacza i najprawdopodobniej dwa kanały sekcji wejściowych końcówek) i kilka mniejszych, zapewne dla sterowania. Partnerują mu cztery duże kondensatory elektrolityczne Yamahy.

Układ końcówek jest w całości tranzystorowy, symetryczny (z "pływającą" masą). Oparto go o rzadko stosowany układ z tranzystorami o tej samej polaryzacji (NPN) w każdej gałęzi układu push-pull.

Zwykle mamy wówczas do czynienia z układem quasi-komplementarnym. Jak się jednak sugeruje w kilku źródłach, Yamaha zbudowała wzmacniacz w ten sposób, że mamy w każdym kanale dwa wzmacniacze single- ended, połączone w mostku. Dlatego urządzenie jest pełni zbalansowane, zaś sygnał z wejść RCA jest symetryzowany tuż za wejściem.

Kondensatory w przedwzmacniaczu to szlachetne Nichicony Fine Tune, które zresztą przewijają się w całej konstrukcji. Sekcję preampu zmontowano na kilku płytkach, ułożonych piętrowo przy tylnej ściance.

Sygnał z wejść RCA, jak wspomniałem, jest natychmiast symetryzowany, dotyczy to także wejścia gramofonowego. Sygnał sporo podróżuje po wnętrzu, ponieważ zanim z płytki przedwzmacniacza trafi na płytki końcówek, biegnie do przedniej ścianki, gdzie jest potencjometr (czarny Alps) i układy regulacji barwy dźwięku (także na scalakach), a potem musi wrócić.

Tutaj ciekawostka - wspominałem o specjalnej realizacji regulacji barwy dźwięku - okazuje się, że mamy do czynienia z trzema przedwzmaniaczami - jeden pracuje, kiedy regulacje są wyłączone, drugi przeznaczony jest dla działającej regulacji basu i trzeci dla regulacji góry pasma.

Wzmacniacz, jak i odtwarzacz Yamaha CD-S2000, wyposażono w solidne nóżki ze stali o dużej zawartości węgla; nie są one płaskie, ale uformowane w niewielki kolec.

W komplecie otrzymujemy także stalowe krążki, będące podstawkami, w których zamontowano magnes. Dzięki temu mamy elastyczną "stopę" złożoną z dwóch elementów. Proste i genialne. Nie widziałem czegoś takiego w żadnym, nawet najdroższym produkcie hi-end.

Pilot jest bardzo podobny, jak w SACD, jednak z mniejszą ilością przycisków, z których te do obsługi odtwarzacza są, niestety, rozlokowane raczej bez sensu, chociaż dzięki nim pilot obsługuje teoretycznie cały system. Nie traćmy z oczu całości - wyśmienite urządzenie.

Odsłuch

Napęd Yamahy do najcichszych nie należy, w trakcie pracy nagle przyspiesza, w zależności od tego, jakiej ilości danych potrzebuje - najwyraźniej najpierw je czyta i buforuje, a dopiero potem przesyła do przetworników. Nie jest to męczące, ale w cichych pasażach słychać.

A piszę o cichych pasażach, ponieważ z systemem "2000" można komfortowo słuchać nie tylko popowych czy rockowych kawałków, ale także jazzu i klasyki, a tam cisza gra ważną rolę.

System należy do grupy bardzo uniwersalnych produktów, zachowuje się wyjątkowo dojrzale. Nawet gdy nie gra tak wyśmienicie, jak znacznie droższe urządzenia, to niczego wyraźnie mu nie brakuje. Tak dokładny, a zarazem mięsisty dźwięk pozwala myśleć o kolumnach kosztujących nawet ponad 10 000 zł.

Dla mnie było to ważne doznanie: bas Yamahy CD-S2000 jest pełny, mocny, schodzi tak głęboko, że aby go w tej dziedzinie pobić, musielibyśmy kupić znacznie droższy piec. Zarazem charakter basu można określić jako konturowy, z naciskiem na atak średniego podzakresu.

Kiedy wrzucamy do odtwarzacza wzorcowo nagraną płytę w rodzaju Pasodoble Larsa Danielssona i Leszka Możdżera z fortepianem i kontrabasem, od razu wiadomo, że jest dobrze. Yamaha CD-S2000 dodała do tego świetnie wyprowadzany pogłos, słyszalny nie tylko w zakresie wysokotonowym, ale także niskotonowym. A o to naprawdę trudno. Także przy bardziej "rozrywkowych" płytach otrzymamy kompletną podstawę basową.

Średnica nie robi tak natychmiastowego wrażenia, jak dół czy góra. Jej wyższa część jest lekko utwardzona i wyeksponowana. Daje to o sobie znać w podkreślonym ataku części instrumentów i głosów.

Przy nieco zbyt jasno nagranych głosach, jak np. z ostatniej płyty Pauli Cole Courage, zakres ten da o sobie znać przez wyostrzenie. To efekt nałożenia na siebie charakteru nagrania i urządzeń, warto o tym pamiętać przy dobieraniu peryferii systemu.

Nie ma jednak mowy o wyraźnym przesunięciu punktu ciężkości w górę pasma, jak w systemie Pioneera. Wprawdzie wokale brzmią w nieco mocniejszy sposób, jednak jeśli tylko na płycie zarejestrowano ich naturalny tembr, jak np. na In Raibows Radiohead, otrzymamy fantastycznie rysowany, absolutnie nie zamazujący pozostałych instrumentów dźwięk.

Podobnie zabrzmią gitary w jazzie, jak chociażby z płyty Concierto Jima Halla, czy, może nawet bardziej, z Seven, Come Eleven, płyty koncertowej Herba Ellisa i Joego Passa. Obydwa dyski to wydania SACD i wreszcie wyraźnie słychać zmianę w stosunku do CD. Pioneer znacznie słabiej pokazuje różnice między tymi formatami, Yamaha z SACD otrzymuje "błogosławieństwo".

Wszystko jest lepsze. Średnica bardziej kremowa, góra dokładniejsza, a bas bardziej mięsisty. Szczególnie najwyższy zakres pasma robi bardzo dobre wrażenie, ponieważ nie ma rozmiękczenia znanego ze słabych plejerów SACD, a jest uderzenie, otwarcie, wraz z plastycznością znaną z analogu. Od razu dostajemy spory wolumen dźwięku, odczuwamy jego autorytet. A to zawsze oznacza swobodę i potencjał dynamiki.

Przy oddzielnych odsłuchach odtwarzacz okazał się klasą sam dla siebie. Obydwa urządzenia grają w podobny sposób, ale rozdzielczość odtwarzacza Yamaha CD-S2000 pozwala na stosowanie go w droż- szych systemach. Koniecznie korzystajmy z łącza XLR - jest wyraźnie lepiej.

Wojciech Pacuła

YAMAHA testy
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu