Łukasz Pawlik: Każda kompozycja ma swoją unikalną paletę barw

07 października 2019 Wywiady

"Każda kompozycja ma swoją unikalną paletę barw, które są nośnikiem muzycznej narracji". Łukasz Pawlik – pianista, wiolonczelista, kompozytor i"producent - w rozmowie z AUDIO o opowiada o nowej płycie "Long-Distance Connections".

– Od premiery poprzedniej płyty minęły 3 lata. Tak długo przygotowywał pan materiał na nowy album?

– Już kilka miesięcy po premierze płyty "Lonely Journey", jesienią 2016 r. zacząłem pisać nowe utwory. Moja pierwsza sesja nagraniowa z Mike’em Sternem miała miejsce w lipcu 2017 r. w studiu S4 Polskiego Radia. Wtedy miałem już skomponowany cały materiał, gotowy do nagrań. Mike nagrywał swoje solówki do samplowanej perkusji i basu.

Do podobnych, stworzonych przeze mnie podkładów partie trąbki nagrał Randy Brecker. W epoce permanentnej wymiany danych można tak nagrywać, ale trzeba zdawać sobie sprawę z pewnych wyzwań. Żeby wywołać interakcję między muzykami trzeba stworzyć sytuację, która mogłaby wydarzyć się w studiu, gdyby byli w nim obecni wszyscy równocześnie.

W procesie nagrań na odległość ważne jest, aby przede wszystkim perkusista miał punkt odniesienia do tego, co zagrali inni, dlatego przyjąłem następującą kolejność: najpierw moje sample, później jak najwięcej solówek, następnie sekcja rytmiczna.

– Taka kolejność nagrywania uczestników sesji pomaga w osiągnięciu zamierzonego celu?

– Zwykle tak. Wymaga to jednak wysokich umiejętności programowania instrumentów wirtualnych w MIDI, co czasami zajmuje dużo czasu. Sprawia to też dużą frajdę, bo można pobawić się w wirtualnego basistę bądź perkusistę. Ważne jest, aby zaprogramowane partie basu i bębnów były na tyle inspirujące, żeby chciało się do nich nagrywać solówki.

– Spotkanie wszystkich muzyków w studiu nie było możliwe?

– Byłoby to bardzo trudne organizacyjnie, ponieważ zaproszeni przeze mnie muzycy mieszkają w różnych zakątkach świata. Poza tym ich kalendarze koncertowe są bardzo napięte i właściwie wszyscy są w nieustannej trasie koncertowej.

Mike Stern był w Polsce dwa lata temu, więc skorzystałem z okazji i nagrałem z nim wtedy trzy utwory w Warszawie. To był dobry start. Oprócz mnie gra na tej płycie dziesięciu muzyków. Nie dałbym rady zebrać ich wszystkich razem w jednym studio. To jazzmani z trzech kontynentów. Poza Polakami i Amerykanami w nagraniach wziął także udział Australijczyk Phil South, który swoje partie nagrywał w Sydney.

– Otwierający album utwór "Indian Garden" brzmi jak jazzowy przebój, mógłby być grany przez stacje radiowe.

– Cieszę się, że tak dobrze się go słucha, bo rodził się długo i w bólach. W trakcie jego produkowania miałem wiele różnych dylematów kompozycyjnych i aranżacyjnych, poczynając od motywu melodii, który zmieniłem na prostszy. W pewnym momencie chciałem też dodać instrumenty dęte, ale tu zaprotestował Dave Weckl. I miał rację.

Dodałem natomiast brzmienia hinduskiej gitary (sitar), bambusowego fl etu i organów gospelowych. I chyba były to dobre ruchy, bo utwór nabrał zupełnie nowych barw. Muszę przyznać, że Dave bardzo zaangażował się w produkcję dwóch utworów, w których zagrał, czyli "Indian Garden" i "A Matter of Urgency". Jego krytyczne spojrzenie pomogło wybrać to, co najlepsze, z lawiny moich pomysłów. Tym bardziej ucieszył mnie jego entuzjazm wobec ostatecznych efektów naszej pracy nad tymi utworami.

– Jak dużo czasu zajęła panu ta produkcja?

– Około dwóch lat. Samo komponowanie szło mi szybciej niż wybranie odpowiedniego instrumentarium. W pewnym momencie dotarło do mnie, że nie powinienem trzymać się z góry przyjętych założeń odnośnie brzmienia całego materiału, tylko robić wszystko, żeby każdy utwór miał swój niepowtarzalny przekaz, a co za tym idzie, także brzmienie. Wskutek tego każda kompozycja ma swoją unikalną paletę barw, które są nośnikiem muzycznej narracji.

Na wielu etapach pracy zastanawiałem się, czy produkowany utwór nabrał już właściwej formy i brzmienia, jakie chciałbym osiągnąć. Przez długi czas wydawało mi się na przykład, że "Planet X" jest już skończoną całością, tymczasem tuż przed rozpoczęciem miksu znalazłem jeszcze przestrzeń dla dodatkowych niuansów aranżacyjnych, którymi doprawiłem jego strukturę i wydaje mi się, że intuicja dobrze mi podpowiedziała.

– Może pan osiągnąć studyjne efekty na koncercie?

– Staram się możliwie jak najbardziej zbliżać do wersji płytowych, ale nie uda mi się zagrać np. partii fletu, bo nie dane mi było nauczyć się na nim grać. Z kolei brzmienie sitaru wychodzi z mojego instrumentu klawiszowego, więc pojawia się na koncercie. Podczas występów korzystam także z komputera, ale mam tylko dwie ręce i nie wszystko w jednym momencie mogę zagrać. Na przykład nie przesiądę się do wiolonczeli w momencie, kiedy muszę grać na fortepianie.

– Podobnie jak poprzednia pana płyta "Lonely Journey" tak i nowe dzieło kwalifikuje się do stylu fusion. Nadal inspirują pana dawni mistrzowie?

– Cały czas śledzę muzyczne nowinki pojawiające się na YouTube. Z drugiej strony nadal chętnie słucham muzyki z lat 70.: Weather Report, Chick Corea, Herbie Hancock. Ich pomysły były niezwykle nowatorskie jak na tamte czasy.

Muzyka fusion przełamała wiele konwencji i dała pole do wykorzystania nowych instrumentów elektronicznych. Teraz są o wiele większe możliwości uzyskiwania nowych brzmień dzięki zaawansowanym instrumentom i komputerom. Powstają urządzenia, które same harmonizują melodie.

– Ma pan wielu gości, ale i polscy muzycy grają w amerykańskim stylu i na takim samym poziomie jak goście. Zatem czy udział Amerykanów w nagraniach był konieczny?

– W trakcie komponowania materiału dotarło do mnie, że jeżeli chcę, aby ta muzyka była czymś więcej niż tylko projekcją moich koncepcji kompozytorskich, ale miała potencjał porwania słuchacza w inny wymiar, muszę znaleźć osobowości, które sprawią, że możliwe będzie oderwanie się od ziemi. Stąd decyzja o zaproszeniu Mike’a Sterna i Randy’ego Breckera. To oczywiście postacie najbardziej znane, ale chciałbym podkreślić, że moim wielkim odkryciem w tej produkcji okazał się basista Tom Kennedy, który znakomicie zagrał dwa pierwsze utwory, wespół z Dave’m Wecklem.

Skoro mowa o Wecklu to nie sposób nie wspomnieć o wspaniałych perkusistach, którzy grają na płycie. Cieszę się, że udało mi się zaprosić trzech wirtuozów tego instrumentu, czyli Cezarego Konrada, Gary’ego Novaka i Dave’a Weckla. Rok temu byłem w Los Angeles i brałem udział w sesji nagraniowej Gary’ego Novaka moich czterech utworów. W studio mogłem na bieżąco reagować na to, co gra i przekazywać mu swoje uwagi.

Pozostali Amerykanie, poza Mike’em, nagrywali sami i w kilku przypadkach musiałem poprosić o skorygowanie pewnych rzeczy. Zdarzyły się też sytuacje, kiedy to ja sam musiałem zmienić swoje nastawienie, bo byłem zbytnio przywiązany do partii samplowanych instrumentów, które zaprogramowałem. Z polskimi muzykami, podobnie jak w przypadku sesji Novaka, także miałem możliwość interakcji na żywo w studio i myślę, że w jakimś stopniu przyczyniłem się do ich świetnych nagrań.

– Prosił pan rodziców, którzy są muzykami i producentami, o opinie podczas realizacji tego albumu?

– Tak, mama ma znakomitą intuicję przy wyborze kolejności utworów na płycie. To ona pomogła mi ułożyć track-listę albumu, która, moim zdaniem, świetnie się sprawdza. Jej fi rma "Pawlik Relations" jest także wydawcą płyty. Tata dał mi wiele porad dotyczących miksu, który jest nie mniej ważny od komponowania i aranżowania. Jego doświadczenie i świetne ucho bardzo się przydały. Pierwszym recenzentem mojej muzyki jestem ja sam.

Muszę przyznać, że jestem bardzo krytyczny wobec siebie i wiele moich pomysłów muzycznych nigdy nie ujrzy światła dziennego. Mój proces komponowania jest zwykle bardzo żmudny, okupiony godzinami prób i błędów, choć czasami zdarzają się chwile, kiedy niespodziewanie szybko udaje mi dokładać kolejne kondygnacje do muzycznej budowli. To niezwykle tajemniczy proces, którego mechanizm jest trudny do opisania bądź zrozumienia, gdyż w dużej mierze opiera się na intuicji.

Rozmawiał Marek Dusza
Fot. Marek Dusza

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta kwiecień 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio kwiecień 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu