Ten numer AUDIO jest rekordowy pod względem objętości i różnorodności materiału redakcyjnego. Na 75 stronach (nie licząc aktualności, recenzji muzycznych, reklam i innych dodatków) znajdziecie opisy 15 urządzeń w siedmiu testach indywidualnych i porównawczych.
Zespoły głośnikowe pasywne i aktywne, odtwarzacze sieciowe, wzmacniacze, słuchawki, amplituner AV i odtwarzacz CD… Ale od takiej wyliczanki ważniejsze jest to, iż wiele z tych urządzeń okazuje się wyjątkowych.
Wyjątkowych, co wcale nie znaczy, że idealnych i godnych bezwarunkowego polecenia. Właśnie kontrowersje kreują oryginalność i wymagają wyjaśnień, dlatego często więcej miejsca poświęcamy urządzeniom niekoniecznie najlepszym, lecz w bardziej ogólnym znaczeniu najciekawszym. Właśnie takich w tym numerze nie zabraknie.
Zaczynając od tematu, który otwiera numer – urządzeń reaktywowanej Unitry aż po ostatni sążnisty opis „astronomicznie” drogich monitorów Børresena. Wiele tematów wymaga rozpracowania nie tylko technicznego i brzmieniowego, ale też prowokuje do rozważań, które nie muszą kończyć się prostymi wnioskami.
Do poruszania się w dżungli współczesnego sprzętu audio potrzebna jest wiedza i doświadczenie, rozsądek i zręczność, samodzielność i ostrożność. Sprzęt jest coraz bardziej zróżnicowany i skomplikowany, z jednej strony dostarcza nam coraz więcej funkcji i atrakcji, zawiera coraz bardziej zaawansowane technologie służące zarówno wygodzie obsługi, jak też efektom brzmieniowym, ale zastawia też wiele pułapek.
Często nie jest dokładnie tym, czego potrzebujemy, oferuje wiele opcji, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć i opanować, a omija te, które byłyby dla nas najbardziej użyteczne. Często też firmowe slogany są obietnicami "gruszek na wierzbie", w które wielu jest gotowych uwierzyć właśnie z powodu niedostatku rzetelnej wiedzy.
Sprzęt jest coraz bardziej wymagający, a przeciętny użytkownik, nawet wielu audiofilów, wie o nim relatywnie coraz mniej. Kiedyś było łatwiej – mniej kategorii, mniej kombinacji, mniej funkcji, a także mniej voodoo ściśle związanego z high-endem. Było skromniej, ale przyzwoicie. Nie twierdzę, że dawne urządzenia grały lepiej, były jednak w większym stopniu owocem pasji konstruktora niż marketingowego pomysłu.
Dzisiaj trafny wybór staje się coraz trudniejszy. My również nie wskazujemy palcem, co kupić, a czego nie, bo decyzje są znacznie bardziej zindywidualizowane.
Bogactwo możliwych funkcji i cech, z których wiele się nawzajem wyklucza (więc nie może być urządzenia, które jednocześnie spełnia wszystkie życzenia), już pociągnęło za sobą zróżnicowanie potrzeb i opinii.
Każdy musi samodzielnie decydować, a my tylko pomagamy w tym naszymi ustaleniami i co najwyżej sugestiami. Płyniemy po coraz głębszej wodzie, jest coraz bardziej emocjonująco i niebezpiecznie… I dotyczy to nie tylko sprzętu grającego.
Andrzej Kisiel