Dużą siłę rażenia ma cała seria Studio 200 - liczna (9 modeli), kompletna (podstawkowe, podłogowe, centralne, subwoofery) i nowa - tegoroczna. Zastępuje ona przecież nie tak starą (wprowadzoną trzy lata temu) serię Studio 100, która miała kłopoty z przekonaniem do siebie klientów - ale nie brzmieniem, lecz wzornictwem. Odważny projekt nie znalazł powszechnego uznania, więc nowy jest bardziej tradycyjny, mniej kontrowersyjny.
Jednak, swoją drogą, największy model w serii, testowany tutaj JBL Studio 290, robi wrażenie samą wielkością - nie wszyscy o czymś takim marzą, ale seria jest na tyle obszerna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie; są więc też dwie mniejsze konstrukcje wolnostojące - 270 i 280 - gabarytami bardziej przypominające inne kolumny tego testu; załapały się do niego jednak "290- tki" - po prostu z powodu kryterium cenowego. Ale pojawienie się tak dużej konstrukcji w serii nisko-/średniobudżetowej jest też znamienne dla JBL-owego stylu - niewiele firm próbuje łapać klientów na takie "paczki".
W obudowie o wysokości 120 cm zainstalowano układ trójdrożny z dwoma 20-cm niskotonowymi, 10-cm średniotonowym i 25-mm kopułką, której dodano duże tubowe wyprofi lowanie i ciekawą soczewkę akustyczną (osłonę). Ewentualne obawy, że kolumna jest duża, ale zrobiona mało solidnie, topnieją, gdy tylko osobiście poznamy jej masę - 25 kg.
Odsłuch
Każda kolejna kolumna tego testu wnosi coś nowego, i chociaż często nie oznacza to jednoznacznego "postępu" czy zdobycia większej sumarycznej liczby jakichś umownych punktów za "całokształt", a tym bardziej we wszystkich aspektach jakości, to nawet "kroki w bok" są wartościowe, bo zwiększają wybór.
Taki wstęp do odsłuchu JBL-a jest jednak odpowiedni tylko wraz z natychmiastowym dopełnieniem, że JBL Studio 290 z tego peletonu brzmień różnych, ale podobnie godnych uwagi, zdecydowanie ucieka. Są to kolumny po prostu wyższej klasy.
Przepraszam pozostałych uczestników testu za tę polityczną niepoprawność, jaką prezentuję bardzo rzadko, i wbrew przyjętemu w "Audio" zwyczajowi relatywizowania, ogłaszam bezwzględnego zwycięzcę testu.
Moja nieuprzejmość względem innych gości naszego pokoju odsłuchowego nie wynika z ich marnej jakości, ale jest nagrodą dla JBL-a za jego wyjątkowość.
W tym teście spotkałem jedną konstrukcję bardzo oryginalną, czarującą niezwykłą przestrzennością (BP-6B Definitive), i jedną, którą rekomenduję wszystkim, którzy nie mogą czy nie chcą sami porównywać, i oczekują na taką prostą wskazówkę - właśnie JBL Studio 290.
Pozostałe cztery są "na poziomie" i nie spisuję ich na straty, ostatecznie JBL i tak nie zgarnie całej puli chociażby dlatego, że nie każdy zaakceptuje ich wielkość. Ale w tym przypadku, w tym teście, sprawdziła się stara recepta, że dobre kolumny muszą być duże... I znowu - pozostałe nie są złe... ale JBL Studio 290 są lepsze.
Odrzucam też ewentualne oskarżenia, że nagle mi się gust "sprymitywizował" i cieszę się jak dziecko z potężnego basu. Owszem, niskie tony są wzmocnione, niskie, ale też soczyste i dynamiczne, i nie męczą dudnieniem. Studio ustawione blisko ściany może zagrzmią zbyt masywnie, ale w odległości metra nie było problemu z nadmiarem basu, a żywość płynęła z całego pasma.
Zalety Studio są wielokierunkowe. Pierwsze wrażenie to właśnie emocje, oddech, nasycenie i jednocześnie artykulacja w próbach z wokalem, a generalnie dynamika, detaliczność i jednocześnie subtelność.
Wraz z takim "bukietem" powinna rodzić się ostrożność i pytanie: czy to nie jakaś sztuczka, z którą wiążą się podbarwienia... Pewnie i one są obecne, bo gdzie ich nie ma, ale to nie one nadają temu brzmieniu wyjątkową witalność - wręcz przeciwnie, raczej czystość pozwala usłyszeć więcej i lepiej.
Jest w tym brzmieniu plastyczność i wibracja, imponująca różnorodność, a nie tylko mechaniczna "rozdzielczość". Zaskakująca jest kondycja wysokich tonów - trochę metalicznych, ale gładkich, selektywnych, z "powietrzem", którego po takiej tubce bym się nie spodziewał...