Najpopularniejszy śpiewający kaznodzieja Wielebny Al Green wydał płytę, która dorównuje popularnością jego największym przebojom z lat 70. Album "Lay It Down" zadebiutował w czerwcu na dziewiątym miejscu listy Top 200, najpopularniejszych albumów w Ameryce magazynu "Billboard" i pnie się w górę. Laureat dziewięciu nagród Grammy, w tym za całokształt, wyniesiony do Panteonów Sław: Rock & Rolla, Gospel Music i Autorów Piosenek jest nadal w doskonałej formie.
Zanim w 2003 r. ukazał się jego pierwszy po latach przerwy album "I Can`t Stop", widziałem jego koncert na festiwalu North Sea Jazz w Hadze. Rozdawał słuchaczkom czerwone róże, śpiewał w starym, dobrym soulowym stylu swym charakterystycznym falsetem. Publiczność reagowała entuzjastycznie na jego stare piosenki, których nie znałem, bo w Polsce nigdy nie był popularny.
Trzeci po powrocie znakomity album świadczy, jak wielki jest potencjał w jego muzyce. Producenci znani ze współczesnych nagrań r`n`b: Ahmir "?uestlove", Thompson z Roots i James Pyser (Erykah Badu) wcale nie zamierzali zmienić charakteru nagrań Ala Greena. A może to on nie pozwolił im pójść za daleko. Gościnnie pojawili się wokaliści: Corrine Bailey Rae, John Legend i Anthony Hamilton. Każda z piosenek tego albumu mogłaby być przebojem. Najbardziej podobają mi się: "Just For Me" z mocną sekcją instrumentów dętych, ballada "Take Your Time" - duet z Rae (kandydatka do Grammy) i "Stay With Me" - duet z Legendem. Obowiązkowa pozycja dla miłośników "czarnej muzy".
Marek Dusza
BLUE NOTE/EMI MUSIC