Postrach wytwórni muzycznych powraca. Ona, jej niewyparzona twarz i do tego zgraja skrzykniętych kolegów! To się nie może skończyć dobrze...
Na początku był chaos, a później Amanda Palmer. Tyle tylko, że ona wzięła ten całkowity chaos, skopała go, obrobiła, nakrzyczała na niego i udowodniła, że taki chaos jak ten tutaj to ona jada gdzieś w okolicach śniadania. Biedny chaos nie miał szans...
"Theatre Is Evil" jest rozwrzeszczane do granicy kwiku. To głośne, pyskate i wyjątkowo aroganckie wydawnictwo. Ale też irytująco-intrygujące i wciągające. Głos wokalistki na swój dość ironiczny sposób uwodzi, ale też trzyma mocno na dystans. Bo pani Palmer raz krzyczy, raz zawodzi, a kiedy indziej coś sobie przeciągle podśpiewuje. Ale bynajmniej nie zachowuje jakiegokolwiek porządku i spokoju. Ona chyba nawet nie słyszała o takich pojęciach.
Muzyka skomponowana na tę płytę jest jak kubeł zimnej wody wylany za kołnierz w okolicach grudnia przy jednoczesnym suszeniu nóg suszarką. Brzmi jak nonsens? Ta muzyka wymyka się wszelkim ramom i choć straszliwie blisko jej nonsensu, jest brutalnie poważna. Są i ostrzejsze gitary i kakofonia dźwięku, wręcz fałsz. Do tego elektronika i klawisze. To wszystko jest tak poplątane i pomieszane, że w pewnym momencie potrafi zupełnie wytrącić słuchacza z równowagi. Tej muzyki nie da rady słuchać rano w drodze do pracy. Nikt normalny i nie dobudzony tego nie wytrzyma.
Muszę przyznać, że "Theater Is Evil" mnie przeraża. Bo całe to poplątanie z pomieszaniem, pyskaty sposób śpiewania (nieco upraszczając) wokalistki i muzyka kompletnie od czapy powinny mnie zrazić, przerazić i wykończyć. I właściwie to zrobiły. Niemniej jednak przy okazji zafascynowały, uwiodły i wytarzały mi twarz w kałuży. A najgorsze jest to, że całkiem mi się to podoba.
Amanda Palmer wraz z Grand Thef Orchestra nagrała album dziwny, całkowicie niejednoznaczny. Głośny, pstrokaty i zupełnie olewający wszelkie konwenanse. Nie jest to muzyka dla wszystkich, ani być może na długie zimowe wieczory (z naciskiem na długie), ale w tym szaleństwie jest metoda (albo melodia, jak kto woli)!
Jeśli ktoś nie boi się kontrowersji, fałszu kontrowanego i z logiką jest aktualnie w stanie wojny, to znalazł album dla siebie. W przypadku gdy te wymagania nie są spełnione radzę sobie odpuścić. Nie ma sensu rysować sobie na czole wielkiego znaku zapytania, bo ta płyta jest jak ulubione pytanie każdego licealisty: co autor miał na myśli? Nie wiem. I naprawdę mi się to podoba!
Julia Kata
Mystic