Najlepsza recenzja nowej płyty Chrisa Browna została już, niestety, napisana i chyba nikt nie zrobiłby tego lepiej. Składa się z sześciu wyrazów i napisał ją amerykański dziennikarz Chad Taylor. Jej treść brzmiała: "Chris Brown bije kobiety. To tyle".
Po przesłuchaniu nowego materiału muzyka, trudno się nie zgodzić, gdyż przykry epizod z Rihanną jest wciąż ciekawszy niż piosenki, które znalazły się na płycie "Fortune". Trudno zdecydować, od czego zacząć, chcąc wymienić wszystkie słabe punkty albumu.
Kompozycje są banalne, oparte na irytujących dance’owych bitach. Drażnią także efekty wokalne, które w domyśle miały wpłynąć na nowoczesne brzmienie płyty, co zupełnie się nie sprawdziło. Muzyka jest pozbawiona świeżości, a niemal wszystkie piosenki brzmią naprawdę przeciętnie.
Edycja rozszerzona płyty to aż 19 utworów, dlatego przebrnięcie przez całość to naprawdę duże wyzwanie dla kogoś, kto szerokim łukiem omija wszelkiego rodzaju podmiejskie dyskoteki. Kolejny mankament to teksty, które w żaden sposób nie zaskakują poruszanymi tematami.
"Fortune" jest najbardziej zwyczajną i nijaką płytą, jakiej przyszło mi słuchać w tym roku. Po swojej kontrowersyjnej recenzji Taylor napisał na Twitterze, że dostał płytę za darmo, a wciąż nie była warta swojej ceny. Myślę, że dziennikarz Cityview to naprawdę mądry człowiek...
M. Kubicki
SONY