W końcu doczekałem się dnia, kiedy nienawistna biblia hipsterów, portal Pitchfork, napisał słowa, pod którymi w stu procentach mogę się podpisać: "Channel Orange" to naprawdę płyta, która ma potencjał, aby przejść do historii jako klasyk gatunku.
Pomijając image wokalisty i sensacje związane z zespołem Odd Future, jego solowy album to kawał dobrej roboty. Połączenie klasycznego soulu z nowoczesnymi wstawkami hip-hop i r`n`b, świetnie komponują się z głosem Franka.
Frank Ocean w swoich tekstach porusza wiele problemów. Mamy tu typowe romantyczne ballady o tęsknocie ("Thinkin` About You"), historie narkotykowe ("Crack Rock"), refleksje nad pięknem ("Bad Religion") czy współczesne dylematy związane z rozpieszczonymi, bogatymi dzieciakami ("Super Rich Kids").
Ogromne wrażenie robi dziesięciominutowa kompozycja synth-funkowa "Pyramids". Frank Ocean podkreśla w wywiadach, że nie jest do końca zachwycony etykietką R&B, jaką krytycy przyczepili jego solowej płycie.
Co by nie mówić, jest w tym trochę racji, gdyż wokalista Odd Future w wydaniu jednoosobowym to przede wszystkim geniusz szeroko pojętego popu, który na "Channel Orange" wymieszał wiele muzycznych stylów, zaczynając od staromodnego soulu, a kończąc na nowoczesnych brzmieniach syntezatorów.
M. Kubicki
UNIVERSAL