Niedawno recenzowałem nowy album brytyjskiego Heights. Niespecjalnie przypadł mi do gustu między innymi przez zmianę na stanowisku wokalisty, co znacząco wpłynęło na kształt twórczości tego zespołu. O tym albumie wolę jednak zapomnieć, a w zamian raduję się debiutancką EP Life & Limb, nowej formacji ex-frontmana Heights.
Dwa premierowe utwory to doskonały mariaż post-rocka, grunge`u i typowego brytyjskiego hc. Przejmująca muzyka, momentami aż nazbyt smutna, ale z koncertowym charakterem, fajnym, bujającym groove i odpowiednim nieprzesadzonym ciężarem.
Oba numery snują się dość powoli, choć dłuższy "The Death of Me" jest ogólnie - nazwijmy to - skoczniejszy, ale nieodbiegający nastrojem od "Wild Awake". Okropnie ciekawi mnie, jak te kompozycje wypadną na żywo, bo nie ukrywam, że panowie mają szansę wypełnić lukę po Basement. Radzę to jednak traktować jedynie w kategorii luźnego skojarzenia i dopiero wtedy, gdy przełkniemy wokale Thoma.
Ja lubiłem jego głos zarówno w Heights, jak i teraz w Life & Limb. Mocno zachrypnięty, prawie growlowany wokal Brytyjczyka dodaje jego nowej formacji agresji, wigoru i krzepy. To, co w przypadku tego wokalisty cenię najbardziej, to artykulację. Niezależnie, czy drze się jak opętany, czy umiejętnie dopasuje "wkurwienie" do muzyki w tle, rozumiem każde słowo - a to generalnie w tym gatunku rzadkość.
Tak jak poziom, z jakiego startuje ten zespół. Materiał nagrano na setkę, co wyraźnie słychać, i życzę sobie i Wam czytelnicy, aby hardcore`owa młodzież w Anglii poszła tropem Life & Limb i skupiła się na naturalności brzmienia i spontaniczności.
Grzegorz "Chain" Pindor