Szkoda, że reszta chrześcijańskich deathcore`owców nie bierze przykładu z The Burial. Podopieczni Facedown Records wyraźnie dają do wszystkim zrozumienia, kto rozdaje karty w 2012 roku. I szczerze mówiąc, kwartet (sic!) z Indiany szybko stał się moim ulubionym bandem w tym gatunku.
Dlaczego reszta zespołów powinna czuć się onieśmielona? Z prostej przyczyny - The Burial nie powiela patentów innych artystów, ma jednego, niezwykle utalentowanego gitarzystę (co za solówki!) i gra prawie na pograniczu kanadyjskiej techniki (zwróćcie uwagę na niemalże mechaniczną grę perkusisty idealnie kładącego euroblasty!), szwedzkiej melodyki i progresywnego deathcore`a a`la After The Burial. Jedynym mankamentem, ale również paradoksalnie - zaletą - The Burial, jest nieco jednowymiarowy wokalista z doskonałą artykulacją, który mimo że nie wyróżnia się na swoim poletku, do takiej muzyki pasuje jak ulał.
Powyższe peany to niewystarczająca rekomendacja? Boisz się, że w Facedown Records taki zespół nie ma prawa bytu? Ano właśnie ma i na tym polega cały urok The Burial. Label, który od pewnego czasu przeżywa wydawniczy zastój, przynajmniej w kwestii rzeczy nie tyle co słuchalnych, co godnych zapamiętania, wreszcie może się pochwalić się podopiecznym, który ma możliwości i aspiracje do tego, by zawojować scenę.
Całą scenę.
Grzegorz "Chain" Pindor
Facedown Records