To się porobiło! Wreszcie mamy w tym kraju zespół, który gra na wesołą, imprezową muzykę, co to można ją wrzucić do worka i z punkiem jak i rockabilly. Nie mamy The Answer ani Hellacopters, o metalowcach z Volbeat tez możemy zapomnieć, ale The Cuffs. Zespół, co to szturmem zdobywa sklepowe półki. To grupa, na którą warto zwrócić uwagę.
Nie przepadam za Corruption, nie po drodze mi z Leash Eye, a tym bardziej z Soulburners, ale przyznam się, że nawet gdy The Cuffs trąci stonerem, moja dziestoletnia buźka szczerzy się niemiłosiernie. Ba! Nawet we fragmentach mocno trącących country jest dobrze, choć przyznam się, że z The Cuffs lepiej bratać się po pijaku niż na trzeźwo. Dlaczego? Z prostej przyczyny.
Lepiej wchodzi - włącznie z bonusową epką z 2009 roku. Nieźle robią mnie takie hiciory jak "Can`t Stand Fools" czy zajebiście groovujący "Superevil". Zresztą, nie wydaje mi się by rozkładanie tego albumu na czynniki pierwsze (nieco mroczne, brudne, rozlazłe, punkujące, kojarzące się z Turbonegro) miało jakikolwiek sens. The Cuffs przyjmujemy w całości, choć uprzednio bo przetrawieniu wokalu "Maxa Rockatansky`ego".
Bez jakichkolwiek (post) kacowych rozterek wystawiam The Cuffs jedyną możliwą notę. Nie tak chamską jak rock`n`rollowców przystało, ale godną wartości "Blood, Rhythm & Booze". Jakbym móGŁ, to bym się ze Spookiem napił. Soundtrakc do posiadówy już mamy. Amen!
Grzegorz "Chain" Pindor
Spook Records