Album "Woman" okrzyknięto jednym z najciekawszych debiutów ostatnich lat na soulowej scenie. Aż pięć lat trzeba było czekać na następną płytę projektu, za którym stoi Mike Milosh – autor i wykonawca wszystkich kompozycji. W tym czasie sporo się zmieniło w jego życiu.
Jeśli "Woman" było romantyczną serenadą na temat miłości i szczęśliwego związku, to "Blood" stanowi jej przeciwieństwo. To album o podnoszeniu się z kolan i ponownym odnajdywaniu radości życia.
Jedno jest pewne, jeśli Mike Milosh śpiewa o uczuciach, robi to z pełnym zaangażowaniem. Jak sam zaznacza, nie można przecież śpiewać o emocjach, których się nie doświadczyło w prawdziwym życiu. A jego charakterystyczny androgeniczny wokal nadaje się do tego doskonale.
Mistrzowskie interpretacje Kanadyjczyka podkreślają duszne aranżacje i organiczne brzmienie pianina, wiolonczeli, basu i smyczków. Ta muzyka ma funkowy puls i soulową duszę. Jest tak intymna, jak intymne może być zbliżenie dwóch osób.
Nie ma tu wyrazistych kompozycji, piosenek na pierwsze miejsce listy przebojów. To raczej płyta tła, idealna do puszczenia podczas kolacji przy świecach. Rhye wykreował urzekające swą subtelnością pościelowe brzmienie, jakie udało się przed laty osiągnąć jedynie Sade.
Grzegorz Dusza
Universal