Swój debiutancki album "Shades" (2019) Vera Sola nagrywała niemal samodzielnie. Tym razem zdecydowała się na współpracę, co otworzyło przed nią nowe horyzonty.
"Peacemaker" stanowi nowe otwarcie dla tej niekonwencjonalnej artystki. Przeszła od mrocznego, klaustrofobicznego charakteru pierwszych nagrań do rozległego krajobrazu dźwiękowego. Sama przygotowała orkiestrację utworów, co nadało piosenkom rozmachu i przestrzeni. Z drugiej strony brzmią one ciepło i przyjaźnie.
Vera Sola kultywuje ducha folku i country z ich intymnością i swojskością. Album powstał w Nashville, a to miejsce obliguje do pielęgnowania amerykańskiej tradycji. Piosenki mają kowbojski klimat i świetnie ilustrowałyby jakąś historię dziejącą się na dzikim zachodzie, choćby w jej rodzinnej Arizonie. Hipnotyzuje także jej niski, choć dźwięczny głos.
Piosenki przyklejają się do słuchacza, trudno się od nich uwolnić. Skutecznie łączą klasyczne country’owe wzorce, stylistykę noir popowych przebojów lat 60. oraz knajpianą muzykę spod znaku niepokornego Toma Waitsa.
Verze Soli udało się połączyć ogień z wodą, niepokój z uczuciem sielskości. Tymi nagraniami powinien zainteresować się Quentin Tarantino przy tworzeniu kolejnej kinowej historii.
Grzegorz Dusza
City Slang/Sonic