Kiedy w czasie pandemii w 2021 roku powstawał zespół, obiecali sobie, że będą dbali o zdrowie i że w ich muzyce nigdy nie pojawi się saksofon. Założenia założeniami, a życie życiem. Tym bardziej było to nierealne, że ich występy przyjmują formę niemal szaleństwa, a jeden z członków grupy gra także na tym instrumencie.
Nie chcieli tworzyć przeintelektualizowanej muzyki. Takiej na rynku nie brakuje. Wręcz przeciwnie – chcieli, by ich nagrania były odczuwane ciałem, a nie umysłem. To na debiutanckim albumie akurat udało im się zrealizować w stu procentach. Za jego produkcję odpowiada lider grupy Joe Love, a także doświadczony James Ford (Arctic Monkeys, Gorillaz, Kylie Minogue) i Jimmy Robertson.
Muzyka tętni tanecznym rytmem, w hipnotyzujący sposób zaprasza do tańca. Syntezatorowy podkład jest jednak bliższy punkowi niż disco. Wrażenie to potęguje mocny wokal Love’a. Formacja przybliża się w ten sposób do dokonań legendy brytyjskiej sceny electropunkowej – Prodigy.
Jest w niej także sporo z narkotycznego rave’u, metalicznego industrialu, ogłuszającego techno oraz rockowej nowej fali. Muzyka dla straceńców bezgranicznie pogrążonych w hedonistycznym szaleństwie, albo – jak pięknie ujął to Joe Love – do krzyczenia w poduszkę.
Grzegorz Dusza
Domino/Sonic