Dwie wielkie osobowości związane z alternatywną amerykańską sceną rockową nagrały album w duchu tradycji outlaw country – nurtu, który wyłonił się w latach 70. jako sprzeciw wobec komercyjnego, wygładzonego country z Nashville. Ten pomysł zakiełkował w ich głowach już w 2016 roku podczas wspólnego występu w Lincoln Hall – kultowym klubie w Chicago.
Zarówno Julien Backer, jak i Mackenzie "Torres" Scott uchodzą za najważniejsze singer-songwriterki młodego pokolenia. Obie pochodzą z południa Stanów Zjednoczonych i obie doskonale czują muzykę z rodzinnych stron. Ich piosenki ujmują szczerością i melodyjnością.
Z country zaczerpnęły także sposób śpiewania. Szczególnie mogą się podobać te ich przeciągane frazy i słodkie chórki. Akompaniują sobie przy tym na gitarach akustycznych, a w zespole towarzyszącym mamy skrzypce, banjo i płaczącą gitarę pedal steel.
To miód na uszy dla każdego miłośnika amerykańskiej tradycji. Dziewczyny grają płynące prosto z serca piosenki, bez makijażu i pudru, dzieląc się intymnymi tekstami. Utrzymane w wolnych i średnich tempach kompozycje wydają się bliższe korzennej Americany niż country-popu.
Dziewczyny idą nieco pod prąd królującym na listach sprzedaży produkcjom Beyoncé, Sabriny Carpenter, Shani Twain czy Lany Del Rey, które także szukają inspiracji w muzyce country
Grzegorz Dusza
Matador/Sonic