Daniel Glatzel to jeden z tych artystów, którego wyobrażam sobie jako totalnego wykolejeńca. Gdy po raz pierwszy usłyszałem jego muzykę, skojarzyła mi się z szaleństwem, jakie musiało towarzyszyć enigmatycznemu Mr Doctorowi z Devil Doll w trakcie tworzenia jego pamiętnych dzieł. Gdy go poznałem okazał się być "zwyczajnym" muzykiem, który w przeciwieństwie do upiornego Słoweńca, wiedzie całkiem normalny żywot. A co takiego niezwyczajnego jest w jego pracy?