Są albumy, które potrafią przenieść słuchacza wiele lat wstecz dzięki pięknym wspomnieniom z młodości. Ba, nawet wirtualnie odmłodzić, przynajmniej na czas zasłuchania, czego przejawem będzie szczery uśmiech i rozpromieniona, jak za dawnych lat, twarz. Nie chodzi mi wcale o legendarne nagrania, jak "Kind of Blue" Milesa Davisa, pierwszych The Doors czy Led Zeppelin, a o płyty wydawane współcześnie przez artystów, którzy wskrzeszają brzmienie epok dawno minionych.