Są albumy, które potrafią przenieść słuchacza wiele lat wstecz dzięki pięknym wspomnieniom z młodości. Ba, nawet wirtualnie odmłodzić, przynajmniej na czas zasłuchania, czego przejawem będzie szczery uśmiech i rozpromieniona, jak za dawnych lat, twarz. Nie chodzi mi wcale o legendarne nagrania, jak "Kind of Blue" Milesa Davisa, pierwszych The Doors czy Led Zeppelin, a o płyty wydawane współcześnie przez artystów, którzy wskrzeszają brzmienie epok dawno minionych.
Do tych nielicznych wydawnictw należy "Chinese Butterfly" w wykonaniu zespołu założonego przez pianistę Chicka Coreę i perkusistę Steve’a Gadda. Dwóch weteranów, z których starszy i bardziej utytułowany jest Corea, spotkało się po raz pierwszy ponad pół wieku temu w zespole Chucka Mangione, lecz dopiero w 1973 r. mieli okazję występować pod szyldem Return To Forever, w 1976 r. nagrali albumy: "The Leprechaun" i wspaniały "My Spanish Heart", a dwa lata później płytę "Friends".
Lata 70. XX wieku to rozkwit jazz-rocka, jak wtedy wszyscy mówili, a później przyjęło się określenie fusion. Była to muzyka atrakcyjna dla młodych słuchaczy, którzy na zmianę słuchali Pink Floydów, Zeppelinów, King Crimson, elektrycznego Milesa Davisa, Herbiego Hancocka, Weather Report i Mahavishnu Orchestra.
Rockfani niepostrzeżenie stawali się jazzfanami, co sprawiało, że z czasem sięgali po klasykę jazzu, m.in. akustycznego Milesa. Do forpoczty jazz- -rocka szybko dołączył Chick Corea, którego album "Return To Forever", wydany przez ECM Records w 1972 r., ma dziś status jednego z najważniejszych dokonań pianisty i tworzy legendę stylu fusion.
Chick Corea, sideman zespołów Stana Getza i Dizzy Gillespiego, zyskał sławę grając od 1968 r. w zespole Milesa Davisa, w którym zastąpił Herbiego Hancocka. To z Coreą Davis nagrał najważniejsze swoje albumy fusion: "In A Silent Way" i "Bitches Brew", a także płyty koncertowe. Poza zespołem Davisa pianista udzielał się w awangardowych formacjach, a kiedy postanowił pójść "na swoje", stworzył oryginalną wersję fusion z domieszką latynoskiego i brazylijskiego jazzu.
Już ze swoim zespołem Return To Forever Corea nagrywał coraz popularniejsze albumy. Jego atutem były łatwo wpadające w ucho kompozycje i wirtuozerska gra na elektronicznych klawiaturach. W nowym składzie z gitarzystą Alem Di Meolą nagrał album "No Mystery" (1975), za który zespół otrzymał nagrodę Grammy.
Styl kompozytorski Corei ewoluował w stronę rozbudowanych aranżacji z motywami muzyki hiszpańskiej, co nie wszystkim fanom fusion przypadło do gustu. Jednak zawsze wzbudzał entuzjazm swoją pianistyką pełną ozdobników i zaskakujących pomysłowością akordów. W jego muzyce panowała idealna harmonia, w której słychać elegancję klasyków z odrobiną szaleństwa jazzowej awangardy.
Co najważniejsze, dziś Chick Corea nie stracił nic ze swojego kunsztu, nadal zachwyca dramaturgią mistrzowsko zaaranżowanych, koronkowych kompozycji. Planowana kooperacja ze Steve’em Gaddem zmobilizowała go do napisania pięciu nowych utworów o epickim wymiarze.
Dokooptowali wytrawnych instrumentalistów: urodzonego w Beninie gitarzystę, wokalistę Lionela Loueke, saksofonistę Steve’a Wilsona, kubańskiego basistę Carlitosa Del Puerto i?grającego na instrumentach perkusyjnych Luisito Quintero z Wenezueli, tworząc nowoczesny sekstet fusion o wybuchowej dynamice.
Spotkali się w studiu Chicka na Florydzie, by dopracować brzmienie zadziwiająco bliskie stylistyce płyt, na których niegdyś razem występowali. – Kiedykolwiek wpadaliśmy na siebie, obiecywaliśmy sobie, że kiedyś razem zagramy i po wielu latach gadania wreszcie się udało – powiedział Steve Gadd. – Zawsze lubiłem komponować dla zespołu, w którym gra Steve, i słuchać, jak interpretuje moje nuty – dodał Corea.
Album otwiera kompozycja Johna McLaughlina "Chick`s Chums", napisana w hołdzie dla Corei, z którym krótko tworzył supergrupę. Najdłuższy utwór albumu "Wake-Up Call" Corea napisał razem z Lionelem Loueke.
W tych kilkunastominutowych utworach, a jest ich cztery, zespół oddaje się swobodnym improwizacjom, które kierują go w rejony, w jakie niegdyś zespoły fusion wchodziły tylko na koncertach. Wtedy wytwórnie płytowe były bardziej restrykcyjne, jeśli chodzi o dramaturgię albumów, na które składały się utwory nie dłuższe niż dziewięciominutowe. Wyjątków było niewiele, np. płyty Milesa Davisa.
Album "Chinese Butterfly" urzeka chwytliwymi, melodyjnymi tematami rozwijanymi w minisuity o jazzowo- -afro-latynoskim charakterze. Motoryczny rytm Steve`a Gadda wzbogacony przez instrumenty perkusyjne jest siłą napędzającą zespół. Saksofon i gitara wzbogacają harmonie, kontrastują brzmieniem, w utworze "Return To Forever" gościnnie zaśpiewał Philip Bailey.
Niepodzielnie królują jednak instrumenty klawiszowe Chicka Corei: fortepian, analogowe syntezatory i cudowny fortepian elektryczny Fender Rhodes, przy którym pianista czuje się jak ryba w wodzie. Doprawdy, nie ma lepszego pianisty elektrycznego na Ziemi.
Za to, że Chick Corea + Steve Gadd Band odjęli mi połowę lat, należy im się najwyższa ocena. I niech nikt nie grymasi, że ta formuła nie jest odkrywcza ani nowatorska. Nie jest, ale i tak podziwiam "Chińskiego motyla" ze skrzydłami w kształcie fortepianu.
Marek Dusza
CONCORD/UNIVERSAL