Osobiście staram się zawsze dzielić muzykę pop na dwie, banalnie proste podkategorie: wartościową i tandetną. Czasami jednak pojawiają się tacy wykonawcy i albumy, które sprawiają, że tak mało wyszukane definicje nie wystarczą. Na przykład stare albumy Erasure można by było spokojnie nazwać tandetnie uroczymi.