Osobiście staram się zawsze dzielić muzykę pop na dwie, banalnie proste podkategorie: wartościową i tandetną. Czasami jednak pojawiają się tacy wykonawcy i albumy, które sprawiają, że tak mało wyszukane definicje nie wystarczą. Na przykład stare albumy Erasure można by było spokojnie nazwać tandetnie uroczymi.
Najnowsza historia duetu pokazuje jednak, że każdy urok przemija z wiekiem, więc kto liczy na to, że podczas słuchania "Tomorrow’s World" wkroczy do synthpopowego raju (jak 23 lata wcześniej z "The Innocents") - mocno się przeliczy. Jest jednak parę powodów, żeby posłuchać płyty z przyjemnością.
Album "Tomorrow’s World" jest przeładowany żywymi, syntetycznymi kawałkami tanecznymi, wprawiającymi w pozytywny nastrój. Jasne - są to "tylko" klubowe wypełniacze wolnego czasu, które można puszczać między wielkimi hitami, jednak nie nudzą i nadają się do "wielokrotnego użytku".
Płyta znajdzie na pewno swoich zagorzałych przeciwników, którzy mogą nie zaakceptować produkcji Frankmusika. Pod jego wpływem minimalistyczne elementy, charakterystyczne dla części twórczości Erasure, zostały zamaskowane wszelkimi sztuczkami z muzyki disco. Może to jednak lepsze niż odcinanie kuponów od dawnych sukcesów.
M. Kubicki
Mute