No to mamy problem. Bo jak tu opisać muzykę, która ma w wielkim poważaniu słuchacza i która z założenia nie przejmuje się żadnymi regułami? Cóż, chciał nie chciał, musiał. Nie ma co się bawić w dyskusję o gatunkach, podgatunkach oraz ewentualnych widzimisię zespołu odnośnie tego co chcą grać i jak się określają.
Krążek, który z założenia miał być zwyczajnym demo został poddany liftingowi i wzbogacił się o wokale Oli, która dołączyła do zespołu jakiś czas po nagraniu materiału. Chwyt prosty, ale całkiem skuteczny - przynajmniej w założeniu. Niestety, Ola została w znacznym stopniu najzwyczajniej zagłuszona i zdominowana przez głos męski. Jest ona cichym tłem i dodatkiem, i raczej przez szalone 27 minut materiału nie wybija się na pierwszy plan. W moim odczuciu mogłoby być to fajne i wzbogacić muzykę.
O tej zaś też nie ma co pisać poematów. Jest brudno, zadziornie, ze sporą dawką energii. Po prostu wszystkie składniki potrzebne do tego, aby punk brzmiał jak punk, a nie jakieś "Jezioro Łabędzie", za przeproszeniem. Ponadto jestem święcie przekonana, że na żywo wszystkie 11 zamieszczonych na krążku kawałków brzmi świetnie i potrafi wciągnąć w pogo nawet największych ponuraków i maruderów.
W tym gatunku muzycznym warstwa liryczna moim zdaniem jest naprawdę pieruńsko istotna. Bo to ona nadaje kompozycjom pazura i tak naprawdę definiuje ten rodzaj muzyczny. Na "Born In The PRL" wszystkie teksty są z pomysłem, ciekawe i dobitne. Prym wiodą tu "Kibice" i "Kompleks", które to są po prostu świetne. Szczerze powiedziawszy kibic sportowy ze mnie taki jak i baletnica, ale słuchając "Kibiców" naprawdę czuję ducha stadionowego i emocje towarzyszące rozgrywkom. Niezależnie czy jest to turniej golfa, mecz piłki nożnej czy mistrzostwa świata w curlingu.
Natomiast pies zwany Kompleksem jest diabelnie prawdziwy i cóż, jest świetnym przytykiem dla tych, którzy budują poczucie własnej wartości na konsumencie Pedigree Pala. A przy okazji to jest jeden z, niestety, nielicznych momentów w których słychać Olę. Bez niej ten utwór byłby po prostu pusty i fajnie, że udało się jej zaznaczyć swoją obecność.
Demo Born In The PRL jest pyskate, może chwilami nawet złośliwe, ale i naprawdę dobre. Nie ma tu ozdobników, prób przekupstwa słuchaczy, albo zbędnej wirtuozerii. Jest prosto, ostro i energetycznie i nawet straszny fałsz wokalisty w "GKS" nie jest w stanie zepsuć całościowego wrażenia. Po prostu mniej znaczy znacznie więcej. Amen.
Julia Kata