A co tam Panie na Antypodach słychać? Ano okazuje się, że towarzystwo dobry nowofalowy soul płodzi. Młodzi artyści próbują nawiązywać do szalonych lat 60., zasadzają się na rozbuchane orkiestrowe aranżacje i elektryczny drive, od czasu do czasu osiągając sukces, jak choćby John Newman i jego hit "Love me again".
Wydaje mi się jednak, że słuchacze pragną czegoś nowego, sporej dawki elektroniki, minimalizmu, ostrego skrętu w kierunku r&b (z którego przecież soul się wywodzi), a może nawet ambientu czy trip-hopu. Chet Faker im to daje.
Muzyk przygotował znakomity debiutancki album "Built On Grass". Świetnie wyważony, mądrze ułożony, sprytnie odwołujący się do stylów pokrewnych. "Release Your Problem" czai się na początku niczym suity Porcupine Tree, "Gold" cieszy nawiązaniem do twórczości artystów, jak choćby Craig David, z kolei - dzięki znakomitej partii basu - "To Me" ląduje gdzieś w okolicach twórczości The xx. Jak widzicie, rozstrzał inspiracji jest spory, ale nie ma tu chaosu. Chet Faker potrafi pięknie to wszystko ogarnąć, wie jak wymieszać składniki, by powstało naprawdę wyborne danie.
"Built On Glass" polecam więc w ciemno wszystkim romantykom, a także tym, którzy lubią, gdy artysta podaje im duszę na dłoni. Mamy tu bowiem do czynienia z bardzo emocjonalnym albumem, w którym główną rolę gra wokal i skromne, przemyślane aranżacje. Czego chcieć więcej?
Jurek Gibadło
Future Classic