Nie przypuszczałem, że In Fear And Faith w ogóle przetrwają i nagrają jeszcze coś nowego, a w dodatku, słuchalnego.
Emo/post-hardcore`owcy trafili idealnie na czas popytu na tego typu granie i wstrzelili się w nieco bardziej mainstreamowy nurt, stając się ulubieńcami nastolatek i młodych mężczyzn w obcisłych gaciach i grzywkach zaczesanych na lewo. Albo i prawo.
Tak czy owak, o ile dobrze pamiętam, kontakt z ich muzyką nie był najgorszy, ale nie sądziłem, że trend na takie niby (nie)grzeczne granie przeminie i In Fear And Faith odejdą w niebyt. Niestety, nie pomagają im ani symfoniczne wstawki, smutny czysty wokal z akompaniamentem pianina, ani breakdowny.
Materiał zawarty na tym wydawnictwie jest po prostu słaby, wtórny, mało porywający i kompletnie niewpisujący się w to, co aktualnie się gra, ani jak produkuje albumy.
Prawdę mówiąc, wyrosłem z takiego grania, jeszcze dwa, no trzy lata temu, niejako z ekscytacją i zainteresowaniem śledziłem rozwój tego typu dźwięków. Ale widzę, że wiele w tej materii się nie zmieniło - albo jest patos, dyskoteka, albo próby mieszania wszystkiego z djentem. Jeden wielki bezsens.
Grzegorz "Chain" Pindor