Joker to bezapelacyjnie jedno z największych odkryć na brytyjskiej scenie dubstep. Znany i lubiany zarówno wśród fanów "prawdziwego" dubstepu, jak i tych, którzy przygodę z tą muzyką zaczęli w czasie Skrillexowego boomu. Przez kilka lat usilnie starał się przypodobać słuchaczom. Szczerze mówiąc, z każdym kolejnym singlem było lepiej, a jego remixy skusiły samego Artura Rojka, który zaprosił go na Off Festival. W tym roku rzecz miała się podobnie z jeszcze bardziej zasłużonym dla (post)dubstepu - Kode9.
Niestety artysta ukrywający się pod pseudonimem Joker w trakcie prac nad debiutem zapomniał o jednej ważnej rzeczy, mianowicie o autentyczności i świeżym podejściu… wobec własnej twórczości. Bo oprócz tego, że mamy tu wycieczki w stronę grime czy chillstepu, to cofamy się o trzy lata i do początków eksplozji woobli oraz komercyjnej odsłony dubstepu, który lawiruje na granicy słodkiego popu (po co tylu wokalistów na featuringu?) i mocnej wiertary.
Szczerze mówiąc, "The Vision" reklamowane jako album niemal futurystyczny, będący dowodem na rozwój gatunku, jest srogim rozczarowaniem. Z ręką na sercu przyznaję, że Joker miejscami zamula i jakby pragnie znaleźć przepis na dobry groove. Tego brakuje najbardziej, ale domyślam się, że gdyby tak mieć blanta w pysku i dobry soundsystem mógłbym zmienić zdanie.
Na chwilę obecną się na to nie zapowiada. Bristol mógł być dumny ze swojego mieszkańca, UK mogłaby mieć kolejną clubbingową gwiazdę, a tak Joker zaliczył falstart i niezbyt dobrze rokujący melanż z całą masą nikomu niepotrzebnych wokalistów, którzy zupełnie bez polotu go wspomagają. Ciekawe, czy w trakcie nagrań był świadomy tego, że głosami panów i zaproszonych pań zabija własny znak rozpoznawczy w postaci skomplikowanej, ale na swój dziwny sposób przystępnej melodii.
Grzegorz "Chain" Pindor