Brytyjski rock przeżywa swoisty renesans, niezależnie czy to bardziej metalowe granie, rock`n`roll czy core. Nie zgadzam się z wypowiedzią głównodowodzącego "Męskim Graniem" Wojtka Waglewskiego, który twierdzi, że UK stoi popem, ale rockiem to już nie bardzo.
Z całym (ogromnym) szacunkiem, ale albo nigdy nie miał NME w ręce, albo zatrzymał się w swoich poszukiwaniach prawie dekadę temu. I nie żeby Lower than atlantis miało tu być przykładem nie wiadomo jakiej rewolucji na tamtejszej scenie, ale przyznać trzeba, że jak na tak niszowy zespół - bez wsparcia tych największych mediów - działają nader prężnie - i uwaga, głównie w Stanach, gdzie muzycy o dziwo - metalcore`owych kapel oszaleli na ich punkcie..
Weźcie szczyptę Guns`n`Roses, siłę wczesnych nagrań Biffy Clyro, dodajcie do tego odrobinę post-hardcore`owego posmaku a dostaniecie Lower Than Atlantis. Zespół brzmiący klarownie, ale z rockowym brudem, bez cyfrowej sterylności, może nawet nieco grunge`owo. A w kilku słowach: wasz nowy ulubiony zespół – choćby na lato.
Gęste partie sekcji rytmicznej, uzupełniają doskonałe czyste wokale, rock`n`rollowy luz i drive, który nie pozwala ustać w miejscu. "World Record" to rzeczywiście rekord świata - częściowo w prostocie, i radości bijącej z głośników. Od czasu debiutu obniżyli strój, przez co nabrali ciężaru - nie zmienia to jednak faktu, że ogółem "World Record" to album, który spokojnie można określić mianem radio friendly.
Jak na drugi albumów brytyjczyków, pokłady talentu, pomysłowości a przede wszystkim szczerości w tym co robią, potrafią przesłonić kilka - aczkolwiek bardzo małych wad na tym krążku. Niektóre z dźwięków, interludiów do utworów wydają się być troszkę wymęczone, nieco na siłę ("Marylin`s Mansions") ale z drugiej strony, kiedy mamy do czynienia z tak ładnie wplecionymi harmoniami jak choćby w "(Motor) Way of Life", wiemy, że ten zespół nieprzypadkowo wymieniany jest jako kandydat do bycia wielkim. Przez duże W i na stadionach.
Grzegorz "Chain" Pindor
Sumerian records