Ke$ha, Nick Cave, Bon Iver, Yoko Ono, Erykah Badu, Chris Martin - czy The Flaming Lips mogło jeszcze bardziej zróżnicować listę gości na swoim nowym albumie?
Na papierze te kolaboracje wyglądają mało zachęcająco: kolejni artyści pochodzący z odklejonych od siebie światów średnio pasują bowiem do wizji i estetyki kojarzonej z zespołem. Okazuje się jednak, że próba ta została przemyślana bardzo dobrze, a zrealizowana w sposób godny mistrzów psychodelii.
Nagle Ke$ha, nazywana przez niektórych Lady Gagą bez talentu, i Bon Iver – czołowi przedstawiciele indie folku ostatnich kilku lat – tworzą jedność, której wspólnym mianownikiem jest ekstatyczna przyjemność z wprowadzania innowacji w muzyce.
"The Flaming Lips And Heady Fwends" jest mroczne i kojarzy mi się ze ścieżką dźwiękową do momentu pogodzenia się z końcem świata. Gdy w głowie pojawia się myśl, że 10-minutowy kwasowy trip w postaci coveru "The First Time Ever I Saw Your Face" z wokalizami Eryki Badu to topowy moment albumu, kompletnie z zaskoczenia na jakiś kosmiczny poziom wprowadza album, tak przecież nielubiany przeze mnie Chris Martin z Coldplay, w zamykającym płytę "I Don't Want You To Die".
Myślałem, że po tym jak The Flaming Lips nagrali utwór trwający 24 godziny, nigdy już mnie nie zaskoczą. I może nawet tego nie zrobili, ale przypomnieli, że jeśli tylko pozwoli się artyście eksperymentować na granicy ryzyka, to może z tego wyjść piękny hołd dla życia i możliwości, jakie ono stwarza.
M. Kubicki
WARNER