The Misfits bez Glenna Danziga to nie jest już ten sam zespół i wie to każdy fan punk rocka. Dlaczego mimo to "The Devil`s Rain" ujrzało światło dzienne - nie trzeba chyba tłumaczyć, a jedynie żałować, że kryzys finansowy dopadł również kieszeni naszych ukochanych artystów.
Jerry Only, który po licznych bataliach wygrał z Glennem prawo do używania kultowej nazwy, poza tym, że wciąż gra na basie, błaźni się jako wokalista. W związku z tym płytę można z góry określić jako fiasko - i to znacznie większe niż to z drugiej połowy lat 90. , gdy w zespole śpiewał Michale Graves.
Only zdecydował się ponadto pójść drogą najmniejszego oporu, małpując na nowym krążku stare pomysły, w efekcie czego otrzymaliśmy najnudniejszy album The Misfits. Stylistycznie jest to nadal hybryda punka i metalu, bogata w thrashowe riffy i typowe dla zespołu upodobanie do melodii. W dodatku przywołuje wspaniałe wspomnienia o złotej erze rock`n`rolla w konwencji horroru. Z założenia wszystko już, niestety, kieruje się w stronę nieuchronnej katastrofy. Wspomniane wokalizy, odgrzewanie skostniałych patentów i brak pomysłu na zapadające w pamięci utwory - to podstawa do mocnej krytyki "The Devil's Rain".
M. Kubicki
Misfit Records