Włosi mają ogromne tradycje w śpiewaniu i co jakiś czas ich gwiazdy zdobywają światowy rozgłos. Nadszedł czas na najambitniejszego z nich, Vinicio Caposselę, którego album "Marynarze, prorocy i wieloryby" zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
Vincio Capossela to włoski Tom Waits, z tą różnicą, że śpiewa po włosku i lepiej od Amerykanina. Bo kompozytorem jest równie dobrym, aranżerem nie mniej pomysłowym, słowem - jego albumu słucham już nie wiem który raz z kolei, bacznie i z zadowoleniem nadstawiając ucha.
Vinicio Capossela urodził się w 1965 r. w Hanowerze, ale wychował we Włoszech, gdzie w 1990 r. wydał pierwszy album "All`Una E Trentacinque Circa" uznany za debiut roku. Włoscy krytycy honorowali jego płyty nagrodami w 2000 i 2006 r. Jego teksty mają znaczenie, a w książeczce można znaleźć angielskie tłumaczenie.
Wystarczą mi muzyka i intrygujące interpretacje, a te wciągają od pierwszej piosenki "Billy Budd". Towarzyszy mu świetny zespół z Markiem Ribotem na gitarze i Gregiem Cohenem na basie. Dodatkową atrakcją jest Chór Pijanych Marynarzy. Album "Marinai, Profeti e Balene" może konkurować z najlepszymi płytami Toma Waitsa. Druga płyta CD ma bardziej epicki charakter i teksty inspirowane literaturą.
Marek Dusza
LA CUPA/GIGI