Tym albumem Skov przelała na strofy piosenek swoje uczucia po stracie męża-przyjaciela Nicolaia Munch-Hansena, wysoko cenionego kontrabasisty, kompozytora i lidera duńskiej sceny muzycznej. Skov i Munch-Hansen mieli bardzo zbliżone wizje artystyczne; czy był to jazz, czy gatunki pokrewne. Po utracie partnera Skov szybko zabrała się do pisania przedstawionego na płycie materiału, co z pewnością oddało wierniej stan jej ducha.
Do większości utworów opatrzonych własnymi lirykami napisała też muzykę. Charakter kompozycji jest wybitnie nostalgiczny, autorka śpiewa delikatnym i lekko drżącym głosem, nadając całości elegijnej aury. Elektroakustyczna aranżacja z ważnym udziałem instrumentów smyczkowych została bardzo adekwatnie dobrana do melancholijnej natury piosenek.
Sesję nagraniową w bristolskim studio (grupy Portishead) nadzorował John Parish, który specjalizuje się w realizacji takich klimatów. Parish współpracował wcześniej ze Skov. Wymownie symbolicznym pomysłem w utworze tytułowym, i kilku następnych, jest dodanie instrumentalnego echa podążającego za głosem wokalistki. Najbardziej wzruszającym momentem albumu jest wykonanie kompozycji "Lilac Sky" w dwugłosie Skov z Bonnie Prince Billie.
Cezary Gumiński
STUNT/MULTIKULTI