Każda płyta australijskiego duetu to wydarzenie dużego kalibru. Długo oczekiwany nowy krążek inspirowany jest mitem Dionizosa, boga witalnej siły natury, płodności i wina. To dzieło koncepcyjne, na które składają się dwa akty, prezentujące w siedmiu częściach różne aspekty mitu.
Muzyka autorstwa Lisy Gerrard i Brendana Perry`ego wymaga pełnego skupienia. "Dionysus" to płyta, której trzeba wysłuchać od początku do końca, chłonąc każdą nutkę. Mnóstwo tu aranżacyjnych smaczków i bogactwa melodii. Nagrania nie mają jednego azymutu, ale możemy wyłowić w nich inspiracje muzyką grecką, bałkańską, irlandzką, afrykańską czy bliskowschodnią.
Zrealizowany z rozmachem i patosem album "Dionysus" ma znamiona pogańskiego rytuału, a zarazem religijnego misterium. Grupa z powodzeniem wykorzystuje przeróżne instrumenty ludowe dopieszczając nagrania klimatyczną elektroniką i odgłosami natury. Nie zapominajmy także o magicznym głosie Lisy Gerrard, pełniącym rolę dodatkowego instrumentu, przenoszącym muzykę australijskiego duetu w niemal niebiańskie rejony.
Jest w tej produkcji odrobina szaleństwa związanego z praktykami religijnymi Dionizosa, ale i charakterystycznej dla zespołu dostojności i patosu. Dead Can Dance zagrają w czerwcu w Polsce.
Grzegorz Dusza
PIAS