Co łączy Louisa Armstronga, Nat "King" Cole`a, Raya Charlesa, Cheta Bakera i George’a Bensona? Byli, a Benson ciągle jest, znakomitymi instrumentalistami i wokalistami. Wynieść obie czynności na wyżyny umiejętności nie jest w jazzie łatwo. Przy tym każdy z nich rozwinął indywidualny styl w obu dziedzinach.
Chet Baker zaczął karierę jako trębacz u boku Stana Getza i Charliego Parkera. Jego duet z saksofonistą barytonowym Gerrym Mulliganem zyskał sporą popularność, ale pasmo sukcesów przerwało aresztowanie Mulligana za posiadanie narkotyków. Chet skupił się na swoim kwartecie, w którym pełnił także rolę wokalisty. Jego matowy, aksamitny tenor zniewalał słuchaczki po obu stronach Atlantyku.
Na dwupłytowym albumie "Chet sings!" znajdziemy najwcześniejsze nagrania wokalne Bakera. Pierwsze, nieporadne radiowe "My Thrill Is Gone" pochodzi z 27 października 1953 r. W 1954 r. nagrywał już w studiach Capitolu, a zestaw 14 standardów trafił na album "Chet Baker Sings" dopiero w 1956 r.
Na drugiej płycie albumu znajdziemy rzadkie wersje z akompaniamentem orkiestry Buda Shanka. Najbardziej ujmujące są sesje tria z gitarzystą Dave’em Wheatem i kwartetu z pianistą Kennym Drew zarejestrowane w 1957 i 1958 r. Świetny wybór piosenek i dobry starter do poznania twórczości jednego z najoryginalniejszych wokalistów jazzowych.
Marek Dusza
HARMONIA MUNDI / CMD