Zapomniana dziś Dakota Staton była jedyną jazzową wokalistką, której piosenka "The Late, Late Show" doszła w 1957 r. do czwartej pozycji najpopularniejszych singli w USA. W latach 50. nie było podziału na wokalistki pop i jazz, wszystkie śpiewały z akompaniamentem jazzowych orkiestr.
W nowojorskim klubie usłyszał ją producent Capitol Records i wytwórnia wydała kilka jej singli, a potem popularnych albumów. W 1955 r. magazyn "Down Beat" uznał ją za najbardziej obiecujący talent. Stanton miała absolutny słuch i naturalne poczucie swingu. Te cechy zbliżały ją do Elli Fitzgerald, choć jej wzorem była raczej Dinah Washington. Porównywana do Nancy Wilson, ustępowała jej sławą.
Słuchając dziś jej czystego głosu i kapitalnych interpretacji, zadaję sobie pytanie, dlaczego nie zrobiła kariery na miarę swych koleżanek po mikrofonie. Z pewnością warto poznać jej nagrania. Podwójny album zawiera ich aż 53: kilkanaście singli i albumy: "The Late, Late Show", nagrany z kwintetem George’a Shearinga "In the Night", "Dynamic!" i "Crazy He Calls Me". Rozśpiewane lata 50. nie byłyby tak radosne bez Dakoty Staton. Nawet dziś słucham jej z przyjemnością i chętnie wracam do tego albumu. Słowem, odkrycie po latach.
Marek Dusza
Harmonia Mundi/ CMD