Daniel Popiałkiewicz z dużym wdziękiem i na pełnym luzie udowadnia, że bez wątpienia należy już do ścisłej czołówki gitarzystów jazzowych w Polsce. Jego gra jest płynna, bardzo dojrzała, perfekcyjna technicznie. Słychać dbałość o brzmienie, świetne frazowanie i świadomą przemyślaną artykulację - tak celnie rekomenduje młodszego kolegę po fachu mistrz Jarosław Śmietana.
Daniel Popiałkiewicz wygrał wszystkie możliwe konkursy jazzowe w Polsce. Pierwszy album nagrał w trio z kontrabasistą Maciejem Garbowskim i perkusistą Krzysztofem Gradziukiem. Teraz dołączył do nich pianista Paweł Tomaszewski. Tytuł płyty kojarzy mi się ze słynnym albumem Ralpha Townera z lat 70. i wiele obiecuje.
Popiałkiewicz ma zacięcie do improwizacji, pod jego palcami struny opowiadają długie, pasjonujące historie. Lekko chropowate, zadziorne brzmienie intryguje w nastrojowym temacie "Who Will Be After". Jest też orzeźwiające jak zimny prysznic w swobodnej improwizacji "Frying Pan" z lekko free-jazzowym zacięciem.
Przy płycie "Solstice" zapomniałem o czasie. Improwizacje trwają tyle, ile potrzeba muzykowi do pełnej wypowiedzi. W ucho wpadł mi radosny temat "Home" zagrany na gitarze akustycznej i elektrycznej. "Early Dusk" nasycony jest tkliwymi nutami. Album zamyka ekspresyjny "No Answer", kojarzący mi się z chwytliwymi nagraniami Ala Di Meoli.
Marek Dusza
Fonografika