Urodzony na Sycylii saksofonista Francesco Cafiso zaczął grać na alcie w wieku dziewięciu lat. Docenił go Wynton Marsalis, zagrali razem na festiwalu w Pescarze, kiedy Włoch miał dwanaście lat. Potem zaprosił go do swojej orkiestry na trasę koncertową.
Jako "cudowne dziecko" przebił się na światowe sceny, ale kiedy wystąpił w Polsce, w Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej, wcale nie byłem zachwycony jego muzyką. Dzieciak nie miał wiele do powiedzenia, choć dysponował imponującą techniką.
Co innego dziś. Co prawda ma dopiero 21 lat, ale muzycznie jest już dojrzały. Słowem, gra coraz ciekawiej, a partnerują mu amerykańscy jazzmani: pianista Aaron Parks, kontrabasista Ben Street i perkusista Adam Cruz. Na płycie standardy przeplatają się z kompozycjami lidera. Na uwagę zasługuje przejmująca "Scent of Sicily" (woń Sycylii). Nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, że Francesco Cafiso opowiada o mafii, która ciągle rzuca cień na zwykłych mieszkańców wyspy, zatruwa im życie i psuje w świecie opinię. Miło posłuchać, jak gra "Peace" Silvera czy "Why Don’t I" Rollinsa.
Marek Dusza
CAMJAZZ/MULTIKULTI