Ilu jest dziś saksofonistów tenorowych, których brzmienie rozpoznajemy po kilku taktach? Pięciu, dziesięciu? Do nich można zaliczyć Amerykanina George`a Garzone`a, który wystąpił ze swoim Scandinavian Quartet w czasie Danishdelight, dni duńskiego jazzu we Wrocławiu, Poznaniu i Warszawie, tu podczas festiwalu Jazz Jamboree.
Na płycie słyszymy kwintet, bo obok lidera stanął drugi świetny saksofonista Frank Tiberi, lider bigbandowej "trzódki" Woodego Hermana. Kiedy spytano Michaela Breckera, jak się czuje najlepszy jazzowy saksofonista, miał odpowiedzieć: "Zapytajcie George’a Garzone’a". Trudno o lepszą rekomendację. Garzone jest dziś skupiony na edukacji, ale kiedy występuje lub nagrywa, warto go posłuchać.
Imponuje techniką gry, czystym tonem i ekspresyjnymi solówkami. Jego styl wywodzi się w prostej linii od Johna Coltrane’a z przełomu lat 50. i 60. On go nawet udoskonalił, ale brakuje mu odrobiny szaleństwa i determinacji, by pójść w totalne free.
Podoba mi się, jak czule gra balladę "Theme for Ernie". Kilku inspirujących tematów dostarczył kwintetowi świetny pianista Rasmus Ehlers. Również kontrabasista Jonas Westergaard i perkusista Jakob Hoyer znają się na rzeczy, jakby stale rezydowali w Nowym Jorku, a nie w Kopenhadze.
Marek Dusza
Stunt /Multikulti