KDR Society występowali pół roku temu i spotkali się z bardzo ciepłym przyjęciem, zarówno w Kaliszu, jak i Warszawie. Pełna nazwa międzynarodowej grupy, zakotwiczonej w Austrii, to Kilimandscharo Dub & Riddim Society, a tworzą ją: gitarzysta Herve Samb z Senegalu, perkusjonalista Kofi Quarshie z Ghany, elektryczny pianista Peter Madsen i basista Richard Cousins z USA, trębacz Herbert Walser i perkusista Alfred Vogel z Austrii. Ten ostatni przewodzi grupie i jest prawdziwie jej napędową siłą. Fuzji łączenia jazzu z ludową muzyką afrykańską zaproponowano wiele, dlatego wykreowanie nowej formuły wypowiedzi w tym nurcie niełatwo, ale im jakoś się to udało.
Postawiono na dość tradycyjne brzmienie i nie ustrzeżono się pewnej polaryzacji, bo Europejczycy i Amerykanie prezentowali bardziej jazzowy pierwiastek, a Afrykanie - etniczny. Oba elementy zręcznie się splotły, bo Afrykanie nawet jak nie zachowywali jazzowego kanonu, to zawsze wzbogacali fakturę. Ponieważ żaden z muzyków nie jest wirtuozem, dobrze uczynili, że odpuścili sobie popisywanie się, a zagrali maksymalnie swobodnie, co, jak się okazuje, posiada olbrzymią moc. Najbardziej niespokojnym duchem wydaje się być gitarzysta, natomiast trębaczowi i pianiście przydałoby się więcej inwencji w solówkach. Zgodnie z nazwą, grupa chętnie wkracza w obszar reggae i wtedy brzmi najbardziej przekonywająco.
Cezary Gumiński
BOOMSLANG