"Somethin` Grand" tardzo cenna pozycja dla fanów talentu Madeleine Peyroux, tej ekscytującej postaci, wymykającej się schematom robienia kariery w świecie piosenki. Oprócz rejestracji koncertu w Los Angeles przed rokiem obszerną część krążka zajmują: wywiad rzeka z artystką, jej matką, producentami, dziennikarzami oraz wykonanie solo kilku piosenek w domowym zaciszu z gitarą w ręku, bez strojenia się i bez makijażu. Łatwiej wtedy zrozumieć jej filozofię życiową i motywy artystycznego działania.
Madeleine Peyroux urodziła się w Ameryce w rodzinie, gdzie muzyka towarzyszyła wszystkim na co dzień. Jej matka nauczyła ją gry na gitarze, ale Peyroux nie odebrała systematycznego wychowania muzycznego. Zaczęła śpiewać w wieku piętnastu lat z uliczną kapelą w Dzielnicy Łacińskiej Paryża. Ileż młodych dziewczyn marzy o podpisaniu kontraktu na nagranie pierwszej płyty, ją trudno było namówić, aż w końcu złożyła podpis jako prezent urodzinowy dla producenta.
Po entuzjastycznie przyjętym debiutanckim albumie "Dreamland" i turze koncertów zniknęła z wielkich afiszy na 6 lat z powodu kłopotów ze strunami głosowymi, jak też po prostu ciągnęło ją do anonimowego śpiewania na ulicy, a nie w studio czy eleganckiej sali koncertowej. Od 2004 r. wydała już 3 CD i niniejsze DVD, więc chyba nie zniknie ponownie.
Peyroux lubi otwierać koncerty śpiewając przesiąkniętą romantyzmem balladę Leonarda Cohena "Dance Me to the End of Love". Tą piosenką utrzymaną w formie arcydzieł czarnej Billie Holliday, genialnie łączącą jazz i folk, wokalistka wytwarza natychmiast nastrój, z którego nie chcemy, aby nas cokolwiek wyrwało.
Jej intymny, a zarazem ekspresyjny, głos działa kojąco i sprawia, że myślami przenosimy się do najprzytulniejszego miejsca na świecie. Wprawdzie w wokalizach Madeleine Peyroux jest pokaźna doza nostalgii i smutku, lecz nie są one nigdy na tyle dramatycznie rozdzierające, by w emanującym ciepłem alcie nie odczuć gdzieś na horyzoncie pewnej dozy optymizmu a nawet luzu.
Już na początku koncertu zwraca uwagę wspaniałe grono muzyków towarzyszących wokalistce (z gitarą), które dyskretnie wysyca brzmieniem drugi plan. Szefuje im basista, producent i współkompozytor Larry Klein.
Przy fortepianie zasiada niedoceniany Jim Beard, którego stylowe solówki świadczą o niebywałej wrażliwości, a bywa on często kojarzony z jałowym jazz-rockiem. Z fortepianem Bearda bezbłędnie korespondują organy pod palcami Sama Yahela.
Ta para wraz z rozkołysanym głosem wokalistki potrafią dotrzeć do sedna swingu, jak czynili to giganci jazzu. Do współtworzenia niezwykłego nastroju przyczynia się Lisa Germano - wejściami skrzypiec, mandoliny i cymbałków potęguje melancholijny ton.
Niezwykle barwną postacią jawi się multi-gitarzysta Dean Parks, który z sukcesem chwyta w razie potrzeby za klarnet. Grający z wyczuciem stylu i delikatnością perkusista Joey Waronker uzupełnia nadzwyczaj zgrany sekstet. Wśród siedemnastu piosenek dominują te własne z ostatniego kompaktu "Bare Bones".
Wśród nich najsilniej zapadają w pamięci finezyjna linia melodyczna "Our Lady of Pigallle" ze wzruszającym solo skrzypiec, pełna wdzięku "I Must Be Saved" i mocna w wyrazie dedykacja dla Baracka Obamy "Something Grand". W programie znalazły się też kompozycje Serge Gainsburga ("La Javanaise") i Edith Piaf ("La Vie en Rose").
To całkiem naturalne, że Madeleine Peyroux ma sentyment do piosenek francuskich, których klimat potrafi bezbłędnie przekazać. Zawarte na "Somethin` Grand" materiały tworzą wyrazisty portret artystki, która tworząc unikalną aurę nie traci nic ze swej naturalności.
Cezary Gumńaki
Decca / Universal Music