W serwisie społecznościowym Myspace grupa Pink Freud określa swoją muzykę jako eksperymentalną, elektroniczną, jazzową. Ja bym ją określił po prostu jako punk jazz. Macie wątpliwości? Posłuchajcie tytułowego utworu z nowej płyty "Horse & Power".
Prosty riff grany unisono przez Tomasza Dudę na saksofonie barytonowym i trębacza Adama Milwiwa-Barona przypomina mi jako żywo punkową rewolucję z początku lat 80. A do tego lider, basista Wojtek Mazolewski, a może nawet wszyscy drą się wniebogłosy, by zakrzyczeć jazzowych ortodoksów, którym pewnie nikt nie wmówi, że to jazz. Nie? To niech posłuchają całej płyty.
Od nastrojowego wprowadzenia w "Konichiwie" przez tajemniczy "Bourbon", ekspresyjny, wręcz porywczy "G-Spot" z odlotową solówką barytonu do free-jazzowego "Flying Dolphy". Bo ekipa Mazolewskiego kocha jazz, ale ten zmierzwiony, dziki, szczery, po prostu fajny.
Pomysłów na melodie mają tyle, że obdzieliliby kilka zespołów... popowych. Rockmeni mogą im pozazdrościć witalności, a jazzmani odwagi, z jaką Pink Freud łamie schematy i przeskakuje bariery. Nie wspomniałem jeszcze o perkusiście Rafale Klimczuku. Ze świecą szukać tak ciekawie podkładającego rytm pałkera. Słowem, przebojowy album jazzowy dla słuchaczy z otwartymi głowami.
Marek Dusza
UNIVERSAL