Syn Johna i Alice Coltrane, Ravi, nie miał łatwego zadania, zaczynając karierę jazzowego saksofonisty. Miał dwa lata, kiedy zmarł jego ojciec, więc muzykę wielkiego JC poznał z nagrań. Sadzę, że powodem, dla którego przyłączył się do ruchu M-Base i Steve`a Colemana była chęć odcięcia się od tradycji i znalezienie własnego brzmienia.
Pierwszym albumem "Moving Pictures" z 1998 r. jeszcze tego nie dowiódł. Dziś nie ma wątpliwości, że Ravi Coltrane jest znakomitym improwizatorem o rasowym, indywidualnym brzmieniu. Z ojcem łączy go ambitne dążenie do nagrywania nasyconej emocjami muzyki.
Nowy album wyprodukował razem z Joe Lovano, który zagrał też w dwóch utworach. Takich unison nigdzie indziej nie znajdziemy. Mocnym otwarciem jest temat "Roads Cross", w którym kwartet zmiksowano z dwóch duetów grających osobno. Ten zabieg powtórzono w kompozycji "Cross Roads".
Intrygującą strukturę ma tytułowy utwór. Zmiany tempa, skal i nastrojów czynią z niego minisuitę. Coltrane`owi towarzyszą znakomici muzycy: pianiści Luis Perdomo albo Geri Allen, perkusiści Eric Harland i E. J. Strickland. Gościnnie zagrał kompozytor trzech utworów, trębacz Ralph Alessi. To album do wnikliwego słuchania, znajdziemy na nim mnóstwo ciekawych dźwięków i brzmień.
Marek Dusza
BLUE NOTE/EMI