Na najnowszy album Peyroux warto było czekać trzy lata, mimo że forma niniejszego zbioru piosenek wykrystalizowała się całkiem przypadkowo. Jej zespół koncertował ubiegłej jesieni w dziesięciowiecznym wiejskim kościółku na angielskiej prowincji Oxfordshire i został urzeczony niepowtarzalną atmosferą miejsca emanującego uduchowieniem.
Artystka wzięła sprawy w swoje ręce i wystąpiła nie tylko w roli wokalistki i gitarzystki, ale też producenta, decydując się na sesję nagraniową z nowym repertuarem w tym szczególnym miejscu.
Jak zwykle od początku do końca płyty kołysze nas jej jakże ciepły i pięknie swingujący głos, który przypomina kunszt wielkiej Billie Holiday. Z akuratnym wdziękiem na gitarze produkuje się John Herington, a na kontrabasie - używając nierzadko smyczka - Barak Mori. Obaj znakomici akompaniatorzy wspierają Madeleine Peyroux też wokalnie tworząc z jej głosem harmonijnie rozwibrowane duety i tercety.
W repertuarze dziesięciu piosenek rozmaitych kompozytorów nie mamy - jakby sugerował tytuł - podniosłych hymnów, nie ma też przebojów, natomiast prawie każda z perfekcyjnych prezentacji mogłaby stać się przebojem. Uderza nas niezaprzeczalne piękno ich prostych, bezpośrednich i uduchowionych interpretacji.
Cezary Gumiński
IMPULSE!/UNIVERSAL