Album pianisty Leszka Kułakowskiego "Love Songs" wypełnia bezbrzeżny brak dobrych piosenek z mądrym tekstem. Nie dziwi mnie, że wyszły spod ręki, a właściwie dwóch rąk: jazzmana i poety.
Teksty napisał Zbigniew Książek, który strofą trafia w serce, a właściwie w głowę, bo porusza przecież myśli, skłania do zadumy, ba, wręcz do głębokiej refleksji nad kondycją uczuć Polek i Polaków. Zasłuchajmy się w te opowieści, a na razie niech wystarczą tytuły: "Czemu Twych pleców cień", "Że świat bez mych ust martwy był", "Chcę, by serce chciało bić", "Przytul, by świat zasnąć mógł", "W łóżku zima i szron", "Pragnień rozkochany wierszyk".
Poezja byłaby tylko poezją, choć silnie poruszającą, gdyby nie muzyka Leszka Kułakowskiego, która czyni z tych tekstów piosenki. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że mogą stać się standardami, jak te, które pisali niegdyś: Hemar, Abratowski, Szpilman, a współcześnie: Nahorny, Kurylewicz, Wasowski. Piosenki Kułakowskiego mają jednak pewną przewagę, od razu zostały zagrane przez jazzowy zespół i zmysłowo zaśpiewane przez Joannę Knitter.
Nastrojowe tło na "Love Songs" tworzy w kilku utworach Orkiestra Kameralna Progress. Idealny album do słuchania we dwoje, jak i w samotności, słowem - na każdą uczuciową okazję, bo to "Piosenki miłosne".
Marek Dusza
AM GDAŃSK</p.