Najnowsze dzieło wokalistki Ingi Lewandowskiej jest albumem jazzowych piosenek, tomikiem poezji i książeczką z reprodukcjami jej obrazów w jednej obwolucie. Tyle talentów odkryła w sobie artystka, w której wokalizach zasłuchałem się w Piwnicy pod Harendą na Jazz Jamboree ’98, gdzie wystąpiła razem z grupą pianisty Kuby Stankiewicza.
Rok później ukazał się album "Ulice wielkich miast" z intrygującymi interpretacjami poezji Agnieszki Osieckiej, następnie "Chopin Songbook Op. 74" i program Jobim.pl.
Inga Lewsandowska ujęła mnie ciepłą barwą głosu i refleksyjnym stylem śpiewania. Nic się nie zmieniło, zasłuchałem się w jej nowych nagraniach. Pogodne, niosące ożywczy powiew piosenki napisała przy pianinie, "ubierając to, co czuje w słowa, myśli, melodie i kolory".
– Wiersze niebędące piosenkami pisałam przy biurku nie myśląc o muzyce, mają inny klimat, są mniej optymistyczne – powiedziała Inga Lewandowska.
Aranżacje miała w głowie, ale angażując świetnych muzyków - pianistę Przemysława Raminiaka, trębacza Piotra Schmidta, kontrabasistę Grzegorza Piaseckiego i perkusistę Sławomira Bernego - zyskała improwizatorów, którzy wspaniale urozmaicili instrumentalną stronę albumu.
- Długo myślałam, kogo zaprosić, ale warto było czekać. Później pojawił się pomysł dopisania smyczków przez Marcina Mirowskiego. Świetnych - dodaje.
Marek Dusza
SJ Records