Bywalcy koncertów wiedzą, że ten ostatni na długim tournée zwykle jest najlepszy, bo muzycy dają z siebie wszystko. Tak jest i w przypadku kwartetu pianisty Oscara Petersona, który jesienią 1987 r. zagrał w Helsinkach ostatni z koncertów światowego tournée z 14 europejskimi miastami na liście.
Przypomina mi się niesamowity występ tria Oscara Petersona na North Sea Jazz Festival 2005, jego ostatni koncert w Europie przed śmiercią. Dał wtedy świetny koncert, błyszczał inwencją, popisywał się wirtuozerią, a co najważniejsze, grał z niezwykłym uczuciem, jakby chciał pokazać, na czym polega jazz. Schodząc ze sceny, zatrzymał się na dłuższą chwilę, by podziękować wiwatującej publiczności i, uśmiechając się smutno, pomachał ręką i wysłał wszystkim całusa.
Osiemnaście lat wcześniej w Helsinkach kwartet Petersona kipiał energią jak wulkan. Improwizacje pianisty są dziś niczym wzorzec dla jazzu, niech będą inspiracją dla innych pianistów, a dla słuchaczy odnośnikiem do wszystkiego, co dzieje się dziś na tysiącach jazzowych klawiatur.
To Duke Ellington nazwał go "Maharadżą fortepianu” i jakby w podzięce Oscar Peterson zagrał na koniec koncertu wiązankę tematów Ellingtona, która trwała 19 minut z długimi partiami solowymi o niezwykłej inwencji. To jeden z najlepszych albumów fortepianowego jazzu.
Marek Dusza
Mack Avenue